środa, 3 kwietnia 2013

Love Like A Wind, cz. 1.


Tytuł: Love like a wind.
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Długość: Three parts





Przegarnął lekko drżącą dłonią mokre od deszczu włosy. Tym razem nawet tragiczny stan jego fryzury, przemoczone ubranie i hulająca na dworze ulewa nie działały na niego tak, jak zazwyczaj. Nie czuł chandry, ani przygnębienia z powodu szarego, deszczowego dnia.
Stał przed dużymi dębowymi drzwiami i sam ze sobą toczył zaciekłą walkę na śmierć i życie. Za tymi drzwiami było wszystko, czego tak naprawdę pragnął, a tak bardzo bał się przekręcić kluczyk w drzwiach. W końcu odważył się i otworzył drzwi. W końcu on sam mu dał te klucze. Sam powiedział mu przecież, że może przyjść w każdej chwili. Tak więc zrobił…
Stracił wszystko. Zagubił się we własnym życiu, wydawać by się wtedy mogło, że bezpowrotnie. Jednakże tego samego wieczoru z chodnika zbierał go zatroskany brunet o niebiańskich oczach, które oczarowały go swoją głębią. Zawdzięczał mu wszystko. Ponieważ on sprawił, że z odbił się od dna i stanął ponownie na nogi. A jedyną przysługę, jaką miał dla niego zrobić było zamieszkanie w jego małym dworku na obrzeżach miasta. Był on duży, jak na jedną osobę, a on nie znosił być sam i miał tego dość. Obiecał mu pokój, własną łazienkę i święty spokój o każdej porze dnia  nocy. Dał mu klucze powtarzając dwa razy drogę. Uśmiechnął się, wręczył mu podłużną kartkę papieru wydartą z setki innych, z wypisaną kwotą i jego podpisem. Zniknął w unoszącej się wokół nich mgle szybciej, niż chłopak zdążył jakkolwiek na minione zajście zareagować. Trzymał w dłoni papierek, który upoważniał go do kilkunastu tysięcy won. Wpatrywał się nieprzytomnie w miejsce, w którym zniknął jego wybawca.
Teraz stał przed drzwiami jego domu i wpatrywał się w klamkę zadając sobie w głowie pytanie „otworzyć? Nie otworzyć?”
 Zdecydował w końcu. Wszedł więc do środka. Wnętrze było ekstrawaganckie, nieco przypominało dworek, czy mały zamek. Wszystko trzymało się określonego stylu. Nie było rzeczy, która by nie pasowała do reszty. Każdy element był do siebie idealnie dopasowany. Na jasnych panelach rozłożony był gładki, bordowy dywan mający tylko dwie linie złotych pasków na brzegach. Był on tak czysty, że było na nim niemalże widać każde, pojedyncze włókno. Spojrzał na prawo, gdzie znajdowała się szafka na buty i lustro. Na widok swojego odbicia poczuł niesmak i ponownie przegarnął swoje włosy pozostawiając na czole jeden kosmyk…

Spojrzał na schody znajdujące się na środku dość dużego, długiego korytarza, na których po chwili jego wzrok napotkał poznaną mu wcześniej sylwetkę chłopaka o niebiańskich oczach. Był ubrany zupełnie w innym stylu, niż wtedy na ulicy. Miał na sobie rozciągnięty rozpinany sweter zarzucony na czarny T-shirt i czarne dresowe spodnie. Na jego widok uśmiechnął się ciepło i zszedł na dół.
- Cieszę się, że przyszedłeś. Wejdź, rozgość się, czuj się jak u… - zaśmiał się. – Jesteś u siebie. – dodał uśmiechając się szeroko i skinął na mnie ręką. Zdjął buty, przemoczoną bluzę i ruszyłem za nim po schodach. Stanęliśmy przed jednym z pokoi.  Odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
- To może być Twój pokój. – oznajmił spokojnie. – Szafy są pełne, wszystko jest Twoje. Przebierz się z tych mokrych ubrań, a ja pójdę coś ugotować. Przyjdź na dół, jak będziesz gotów. Jeśli chcesz, to możesz wziąć prysznic. Do łazienki masz przejście z pokoju.
- Dziękuję… - odparł nieśmiało.
- To ja dziękuję. – ukłonił się i poszedł na dół.
Kiedy tylko został sam, spojrzał niepewnie na drzwi, które od dziś miały należeć doniego. Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Ściany były lawendowe z fioletowymi wzorami na jednej ze ścian. Wszystko było kolorystycznie dobrane, idealnie poukładane i czyściutkie. Łóżko stało po prawej stronie, przy oknie tak, aby leżąc na nim można było patrzeć w niebo przez okno. Po przeciwnej stronie pokoju było duże okno z szerokim, niskim parapetem, na którym było pełno poduszek. Uśmiechnął się na jego widok, gdyż zawsze marzył o tym, aby mieć takie okno, na którym mógłby usiąść i czytać książkę. Na upartego mógłby tam zasnąć. Parapet naprawdę był duży, co sprawiało mu jeszcze większą radość. Naprzeciwko drzwi znajdowało się biurko z regałami na książki. Szafa, komoda i telewizor były na tej samej ścianie, co drzwi. Postanowił sprawdzić zawartość mebli. Tak jak mówił, powinny być tam ubrania… Kiedy otworzył jeden człon szafy ujrzał idealnie poukładane bluzki, sweterki, bluzy i spodnie. Genialne. Wydawało mu się, że nawet trafił nimi w jego gust. Wyszperał coś i poszedł prosto do łazienki, gdzie czekała na niego kolejna niespodzianka. Elegancka, czysta łazienka z dużą wanna wbudowaną w podłogę. Napuścił do niej wody, wziął płyn do kąpieli i zanurzył się po uszy w wodzie z pianą.  Posiedział trochę w tej wannie, ale przypomniało mu się, że wspominał coś o jedzeniu, więc zapewne czeka… Wyszedł, wysuszył ciało szarym, ciepłym ręcznikiem, który wziął prosto z kaloryfera i włożył na siebie wcześniej wybrane ubrania, byleby jak być już w czystych, suchych ciuchach. Obejrzał się w lustrze i zadowolony ze swojego wyglądu zszedł na dół, gdzie roznosił się zapach pieczonego kurczaka. Mm…. Uwielbiał to! Podążył za zapachem i w taki sposób znalazł się w jasnej, przestronnej kuchni w kolorach kremowo zielonych. Stał przy piekarniku i właśnie wyjmował jedzenie. Spojrzał na niego i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
- Na pewno, uwielbiam smażonego kurczaka. – odparł radośnie. – Dziękuję! – dodał. Skinął tylko głową i zaprosił do stołu.
- Smacznego – rzucił z uśmiechem nakładając sobie kolację na talerz. – Kyungsoo jestem, przyjaciele czasem wołają na mnie D.O…
- Jongin, potocznie znany jako Kai. – skinął głową na powitanie i zabrał się za pochłanianie posiłku. Kyungsoo wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale przeszkodził mu w tym dziwny napad kaszlu. Kai przyglądał mu się nieco zdezorientowany. W końcu D.O przeprosił i wyszedł z kuchni. Nie wrócił już do niej, przez co Jongin zmuszony był sam skończyć jeść. Wracając do pokoju zatrzymał się przed drzwiami chłopaka i zapukał w nie delikatnie.
- Kyungsoo… - zaczął. – Wszystko w porządku? D.O? – wolał upewnić się, że wszystko jest ok…
- Tak, ta – wypowiedź przystojnego właściciela znów przerwał kaszel. – Wszystko dobrze, idź spać.
Słysząc tą odpowiedź nie był zbytnio usatysfakcjonowany, jednakże postanowił posłuchać go i poszedł do siebie.
Gdy wrócił do swojego pokoju zaczął zastanawiać się nad tym, jeszcze przez chwilę myślał o dziwnym kaszlu nowego przyjaciela, który wydawał mu się bliski, aż w końcu zaczął myśleć o tym, dlaczego tutaj tak naprawdę przyszedł. Czy na pewno chodzi mu tylko o pieniądze i dach nad głową? O czym on w ogóle myśli, przecież nie jest z tych, którzy liczą się tylko z majątkiem. Usiadł na parapecie i przytulił głowę do szyby, za którą padał nadal deszcz. Ściemniało się i powoli robiło się pusto. No tak, w końcu to obrzeża miasta, za dużo to się tutaj nie działo… Może to i lepiej? Lubił tego typu samotność. Z dala od tłumów i tłoku miasta. Odchylił głowę w tył i zamknął oczy, a wtedy w jego głowie stanął obraz Kyungsoo z ciepłym uśmiechem na twarzy. Otworzył oczy i potrząsnął nerwowo głową. „Co się ze mną dzieje?” pomyślał i poszedł się położyć.

Zegar wybijał właśnie drugą trzydzieści. Jongin nadal nie mógł zasnąć. Wpatrywał się bez celowo w sufit, nawet o niczym nie myślał. Po prostu leżał i nasłuchiwał dźwięku uderzających kropli o dach nad jego głową. Właśnie, miał dach nad głową. Miał gdzie wrócić podczas niepogody, miał gdzie spać, jeść, spędzać wolny czas. Jednakże nurtowało go to, dlaczego zupełnie obca mu osoba postanowiła wyciągnąć do niego pomocną dłoń, dać mu tak dużą kwotę pieniężną, klucze do swojego domu i dach nad głową. Co nim kierowało, że nogi przyniosły go tutaj? Co się z nim działo? Dlaczego jego serce w tak nienaturalny sposób reagowało na widok uśmiechniętego D.O? I dlaczego wciąż był święcie przekonany, że zna go jak nikt inny? Przecież go nie znał… Czy znał? Ale nie przypominał go sobie… Jednak czuł, że on tak naprawdę nie jest mu obcy. Chłopak zwątpił już we własne wspomnienia. Podniósł się na łokciach i wpatrywał się w drzwi swojego pokoju. Spuścił nogi z łóżka na miękki dywan i wsunął je w kapcie. Cichym krokiem zmierzał ku kuchni. Był głodny, ale raczej z nudów, niż z potrzeb fizjologicznych. Otworzył lodówkę i zaczął przyglądać się znajdującym się w jej wnętrzu produktom. Wyjął kartonik mleka, otworzył go i pociągnął długi łyk. Zakręcił go, odstawił i zamknął drzwiczki lodówki.
- O Jezu! – krzyknął łapiąc się za serce. – Przestraszyłeś mnie… - odetchnął z ulgą widząc, że postacią, którą wziął za włamywacza czy ducha był po prostu Kyungsoo. Przyjrzał mu się uważniej. – Wszystko w porządku? – spytał. Chłopak otworzył anemicznie oczy i spojrzał na niego. Nie zdążył nic powiedzieć, bo stracił równowagę i opadł bezwiednie na Jongina. Ten złapał go za ramiona i starał się postawić go na nogi, jednak czując, że chłopak nie ma władzy w nogach posadził go delikatnie na podłodze, gdyż był pewien, że z krzesła i tak by się zsunął. Przyjrzał mu się jeszcze raz.
- Jesteś rozpalony. – szepnął sam do siebie dotykając czoła przyjaciela. – Jesteś chory? Przecież wcześniej wszystko było dobrze… - jęknął. – Kyungsoo…
Zaczął rozglądać się dookoła i myśleć, co robić. Nagle chłopak rozbudził się i zaczął mocno kaszleć, wręcz dusił się wdychanym przez siebie powietrzem. Odepchnął na bok Jongina i zgiął się w pół pochylając nad kafelkami. Chłopak zacisnął ręce w pięści nadal kaszląc, a na kremowych kafelkach pojawiły się nieduże, gęste plamy krwi, które wypluł. Jongin patrzył na niego z przerażeniem w oczach i czuł się jak sparaliżowany. Kyungsoo oparł na stojąca za nim lodówkę, zamknął oczy i zaczął głośno oddychać, powoli uspokajając swój organizm.
Jongin nadal siedział w miejscu, w które został odepchnięty i wpatrywał się w chłopaka, który w ciągu trzech dni stał się dla niego kimś ważnym i nadal nie mógł zrozumieć dlaczego. Jednak przez minione dziesięć minut poczuł strach, że straci coś, co dopiero zyskał…

6 komentarzy:

  1. super! nie mogę doczekać się drugiej części! : DD
    uwielbiam twoje opowiadania < 333
    i... i.... Kyungsoo, co ci jest?! TT ^ TT

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu, jakie to jest cudowne. Kocham Twoje opowiadania, serio masz talent ;u; no i martwie sie o KyungSoo D:

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie zastanawia jedno, dlaczego D.O wziął go do siebie? A tak ogółem to jest cudowne <3
    Mimo iż nie pokoje sie o Kyungsoo, no ale unni, takie piękne *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczyna się ciekawie. Podoba mi się zdanie: "zniknął w unoszącej się wokół nich mgle...", bo to sprawia wrażenie, że jest on jak anioł, dobry, ale i ulotny.
    Zabrakło mi tylko na początku nazwania bohaterów. Bo w końcu nie wiadomo kto jest kim.
    No i jeszcze ciekawi mnie fakt - co mam rozumieć przez to, że "dwa dni temu stracił wszystko"?
    Tak się zastanawiam. Facet jest na skraju załamania, jego życie straciło sens i właśnie wszedł do domu kogoś obcego, mając zapewne w głowie niezły sajgon, ale mimo wszystko jest w stanie spojrzeć zadziornie w lustro? Co za człowiek!
    Troszkę mnie zagubiła nagła zmiana narracji. Myślałam, że się utrzyma, ale jest tylko w jednym miejscu ("zdjąłem buty...")
    Też zawsze marzyłam o takim oknie ^^ Jak kiedyś będę budować sobie dom, czy coś, to się o takie postaram ;D
    Kurczak, haha ;D
    To straszne, że D.O jest chory i z tego co się domyślam pewnie umrze. To wyjaśnia dlaczego zaprosił nieznajomego do swego domu. Nie chciał spędzić ostatnich chwil samotnie, zresztą mógł do tego komuś pomóc. Czekam na ciąg dalszy, bo jestem ciekawa jak to się potoczy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie jest źle, ale wyłapałam kilka błędów w narracji i tzw. błąd rzeczowy. xD Otóż kurczak z piekarnika to kurczak PIECZONY, a nie smażony. xD Smażony byłby na patelni. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a dzięki :D następnym razem zwrócę uwagę na PIECZONEGO :D;*

      Usuń

http://www.youtube.com/watch?v=tFznEHAEPCg&feature=youtu.be