piątek, 19 kwietnia 2013

Forever Without You.

Epilog kończący Love Like A Wind.
Tytuł: Forever Without You
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Rating: G






Drogi Pamiętniku,
Co powinienem teraz zrobić?
Zasnął.
Już się nie obudzi.
Zostałem sam.
Na zawsze.
Na wieczność.
Bez niego.
Choć błagałem.
Nie został.
Nie mógł.
Nie był w stanie.
Odszedł, a ja nadal go kocham.

Jak każdego dnia, rozpocząłem dzień poranną kawą z mlekiem, w kuchni przy blacie, oglądając wiadomości. Pochłaniałem kolejne wartości odżywcze jedząc tost z dżemem. Pomyślałby ktoś, że tost może tak ciężko przechodzić przez gardło ? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłem coś z apetytem…
Po śniadaniu znowu czułem się zmęczony. Udałem się więc do salonu i położyłem się na kanapie przykrywając kocem. Włączyłem telewizor i zacząłem skakać po kanałach. Nagle zatrzymałem się na wiadomościach i podniosłem się lekko na łokciach. „ Kolejny niewyjaśniony pożar…” – pomyślałem. Opadłem z powrotem na poduszki i zamknąłem oczy. Tak bardzo chciałem zniknąć. Brakowało mi krzątaniny Kyungsoo w kuchni i stukania wycieranych talerzy, szumu wody w zlewie… I znowu zasnąłem, przesypiając kolejne dwadzieścia cztery godziny.
Po przebudzeniu jak co dzień, który okazał się być nocą, wstałem po pamiętnik i zacząłem wpatrywać się tępo w pustą kartkę.


Drogi Pamiętniku,
To staje się zbyt oczywiste.
Co takiego?
To, że się zagubiłem. 
Zatonąłem.
Tonę w rzece bez dna i duszę się brakiem powietrza.
Dziś zapragnąłem znów oddychać, jednak nie wiedziałem jak to zrobić.
Chciałbym ponownie nauczyć się oddychania…

wtorek, 9 kwietnia 2013

Love Like A Wind, cz. 3. OST.

Tytuł: Love like a wind.
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Długość: Three parts





Dzień zapowiadał się pięknie. Słońce zawisło wysoko na niebie, przedzierając się zadziornie przez firanę w jego pokoju. Przeciągnął się, ziewnął i przetarł oczy siadając na łóżku. Rozejrzał się i zawiesił wzrok na zegarku. Widząc, że ten wybija dopiero siódmą rano ucieszył się i postanowił choć raz zrobić Kyungsoo niespodziankę. Szybko się umył, przebrał i zszedł na dół kierując się od razu do kuchni. Otworzył lodówkę i dokładnie zaczął przeglądać jej zawartość. Nie był jakimś wybitnym kucharzem i wolał nie sprawdzać swoich umiejętności kulinarnych na Kyungsoo. Postanowił więc, że zrobi zdrowe, pożywne i kolorowe kanapki. Wyjął z lodówki pomidory, ogórki, sałatę, ser i szynkę. Poszukał też kilka rzodkiewek i szczypiorek. Wstawił wodę na herbatę i wziął się za robienie kanapek. Nucąc sobie pod nosem jedną  ze swoich ulubionych piosenek poruszał się po kuchni tanecznym krokiem. Nawet nie zauważył, kiedy D.O stanął w drzwiach kuchni i oparł się o ich framugę ramieniem. Kiedy właśnie robił półobrót po talerz na kanapki dojrzał stojącego w drzwiach bruneta i o mało nie wypuścił talerza z rąk.
- Wystraszyłeś mnie. – roześmiał się i podszedł do przyjaciela. Złapał go delikatnie za rękę i pociągnął w stronę  stołu. Odsunął mu krzesło i posadził na nim. Postawił talerz z kanapkami na środku stołu i zalał herbatę. – Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
- Na pewno, dziękuję. – uśmiechnął się i zabrał za jedzenie. – Poszedłbyś ze mną gdzieś dzisiaj?
- A gdzie? – spytał z uśmiechem Jongin pochłaniając kolejną kanapkę.
- Myślałem o… Wesołym miasteczku.. Zawsze chciałem do niego iść.. Albo marzyło mi się spróbować jazdy konno.
- Wesołe miasteczko? Chcesz tam dzisiaj iść? – Jongin spoważniał na chwilę. Czy to aby byłby dobry pomysł? W końcu to miejsce jest męczące… Zwątpił, czy jest ono odpowiednie właśnie dla jego ukochanego. Jednak po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że nie powinien mu zabraniać czegoś, o czym marzył. Chciał iść więc dobrze, pójdzie…
- Dobrze, możemy jechać dzisiaj do wesołego miasteczka. Myślę, że może być zabawnie. – uśmiechnął się blado i dopił herbatę. – Dzisiaj ja dyżuruję w kuchni, więc Ty idź się przygotuj, a ja posprzątam. – nakazał mu i wziął się za zbieranie naczyń ze stołu.
- Ok, ale… - Kyungsoo ledwo powstrzymywał śmiech. – Obiad też masz zamiar ugotować?
Jongin zatrzymał się w połowie drogi do zlewu, jakby analizując pytanie przyjaciela i spojrzał na niego.
- Może jednak obiad sobie podaruję… - oboje roześmiali się. Kai zaczął zmywanie, a D.O ruszył po schodach do swojego pokoju, aby wziąć prysznic i się przebrać.

Patrzył na niego tak, jak wtedy, kiedy pierwszy raz go zobaczył. Sam dziwił się, że tak szybko to wszystko minęło. Kiedy zdążył go tak pokochać? To w ogóle normalne, możliwe? A może… Może po prostu byli sobie przeznaczeni? Właśnie siedzieli na jednej z ławek przy dużej fontannie, robiąc sobie niewielką przerwę między atrakcjami w wesołym miasteczku. Kyungsoo właśnie zajadał lody bakaliowe i niespostrzeżenie ubrudził sobie nimi nos i prawy kącik ust. Jongin zaśmiał się, co zwróciło uwagę chłopaka.
- Co? Co Cię bawi? – spytał zdezorientowany D.O.
- Ty. – odparł i ponownie się zaśmiał. Kyungsoo uniósł jedną brew do góry i zaczął przyglądać się śmiejącemu Jonginowi. – Zobacz… - szepnął Kai i wytarł palcem nos chłopaka z białej mazi lodowej.
- Och! – tym razem i Kyungsoo zaczął się śmiać. Jongin jednak to zignorował i delikatnym ruchem przetarł zabrudzony kącik ust towarzysza, co całkowicie rozproszyło chłopaka. Przesunął palcem po jego dolnej wardze i zatrzymał się na podbródku. Kyungsoo patrzył na niego, a on czuł, jakby nikogo oprócz nich tam nie było. Tak jakby cały ten świat przy nim znikał... Pochylił się nad nim i powoli zbliżał, by chwile później złożyć na jego ustach czuły pocałunek. Odsunął się od niego, uśmiechnął i złapał go za rękę. Pociągnął w stronę kasy i zapłacił za przejażdżkę na diabelskim młynie. D.O szczęśliwy zajął miejsce w jednym z wagoników, przytulił się do siedzącego obok Jongina i zamknął oczy…
Lubił patrzeć na jego uśmiechniętą twarz i czuć jego dotyk. W końcu młyn stanął na najwyższym punkcie. Kyungsoo otworzył oczy i spojrzał na całą widoczną okolicę, zawsze chciał podziwiać ją z daleka, zobaczyć w całej okazałości. Była taka piękna… Jongin ścisnął mocniej jego dłoń i spojrzał na niego czule. D.O uśmiechnął się szeroko i podekscytowany tym wszystkim, co właśnie było mu dane zobaczyć spojrzał na Kaia z nadzieją w oczach.
- Zróbmy sobie zdjęcie – wyszeptał.
- Ok. Ale czekaj, że teraz? – spytał tancerz.
- Tak, tak! Właśnie teraz, zróbmy je. – ponaglał go brunet.
- Dobrze, dobrze. – uśmiechnął się Jongin i wyjął telefon. – Już robię.

Wsiedli jeszcze do kilku karuzeli, aż w końcu Jongin rozbawiony zaciągnął Kyungsoo na karuzelę, która miała siedzenia w kształcie postaci z bajek, kucyków, była kolorowa i pięknie oświetlona, jeździła w kółko, spokojnie i delikatnie. Gdy na nią wsiedli, byli najstarszymi, którzy na niej pojechali, ale D.O był naprawdę szczęśliwy. Uśmiechał się i ściskał Kaia za rękę. Przytulił się do niego i przysnął.
Gdy tylko zeszli z karuzeli D.O chciał jeździć dalej, jednak Jongin namówił go, by wrócili do domu. Widział przecież, jak brunet jest zmęczony.
Po powrocie zjedli obiad, a zmęczony Kyungsoo położył się na kanapie i zasnął. Widząc to, Kai uśmiechnął się pod nosem i okrył go kocem. Sam usiadł obok, na fotelu i wpatrując się w śpiącego D.O w końcu sam zasypia.
Poczuł czyjś ciepły dotyk na swojej dłoni. Otworzył powoli oczy i zobaczył kucającego przy nim Kyungsoo, który wciąż okryty kocem jedną ręką trzymał go oplecionego przy szyi, a drugą gładził dłoń Jongina. Kai rozbudził się i wyprostował.
- Pójdziesz ze mną na chwilę na dwór? – spytał Kyungsoo uśmiechając się spokojnie. Jongin przytaknął, wziął go za rękę i poszedł za nim. Wyszli przez taras, zeszli na trawę, a wtedy D.O rozłożył koc na trawie i usiadł. Jongin przysiadł się obok niego, a po chwili oboje leżeli obok siebie i wpatrywali się w gwiazdy. Jongin leżał przytulając do siebie D.O i gładził jego ramię.
- Wiesz co? Niebo naprawdę jest dziś niesamowite. – szepnął do niego. Kyungsoo spojrzał na niego zaciekawiony.
- Dlaczego? – spytał brunet.
 – Bo… Niebo wygląda dziś jak brokat na Twojej bluzce. – Kyungsoo zerknął na swoją bluzkę i ponownie spojrzał na ukochanego uśmiechając się szeroko. – Dlatego jest takie piękne.
Jongin powiedział to i pocałował go w czubek głowy. Leżeli tak jeszcze przez chwilę, aż chłopak nie zasnął. Kai uśmiechnął się sam do siebie i wziął go delikatnie na ręce, przeniósł do sypialni, okrył kołdrą i położył obok niego. Zasnęli w mgnieniu oka wykończeniu wspaniałym, pełnym wrażeń i radości dniem.
Następnego ranka Jongin miał już przygotowaną niespodziankę. Kanapki uszykowane i spakowane, koc, wszystko było gotowe i tylko czekało, aż Kyungsoo zejdzie na dół.
Kiedy chłopak pojawił się na schodach Kai od razu podbiegł do niego, przytulił i szepnął coś do ucha. Brunet uśmiechnął się czule i pozwolił się prowadzić przyjacielowi. Jongin zawiązał mu opaskę na oczach i pomógł wsiąść do samochodu. Jechali spokojnie wystawiając twarze do słońca przez otwarty dach. Jongin prowadził spokojnie wóz i spoglądał co jakiś czas na partnera uśmiechając się pod nosem.
Kiedy samochód się zatrzymał, Jongin wysiadł, pomógł Kyungsoo i delikatnie zdjął opaskę, z jego oczu. D.O rozejrzał się dookoła z otwartą buzią z wrażenia.
Malowniczy krajobraz szerzący się u stóp urwiska, przeplatający się wszystkimi kolorami zieleni sprawiał pozory pradawnej puszczy nie zbadanej ludzką stopą. Właśnie w tym miejscu biorąc głęboki wdech przy pierwszych promieniach wschodzącego słońca człowiek czuł się wolnym od zmartwień. Woń lasu, rosy, sosnowego, wilgotnego drewna pod dłońmi... Właśnie taki zapach miała wolność i lekkość ducha.
Jongin trzymał ciężkie wysokie buty w dłoni. Szedł powoli w stronę radosnego Kyungsoo, szurając nogami, pozwalając rosie chłodzić gołe stopy. Minęli pensjonat. Stary, murowany dwupiętrowy domek, z przekrzywionym drewnianym szyldem. Popękane blade ściany, w wgłębieniach których piął się dziki bluszcz dodawały mu uroku. Sprawiał wrażenie opuszczonego, przez ciszę bijącą z jego wnętrza. Żadnych krzyków rozbieganych dzieci, nadmiaru turystów, tłoku. Zapomniane ranczo przez zwiedzających tutejsze okolice, było wymarzonym miejscem, by skupić się wyłącznie na spędzeniu poza domem niezapomnianych chwil razem. Kai sam nie wiedział skąd znał to miejsce, nie pamiętał. Jednakże miał zapisane je w pamięci jako jedno z najbardziej wyjątkowych i zapragnął podzielić się nim właśnie z Kyungsoo, który teraz stał przy drewnianej barierce i cmokaniem próbował przywołać do niej jednego z biegających za nią koni. Jongin podszedł do niego od tyłu i przytulił się do jego pleców. Zamknął oczy i wciągnął zapach jego perfum.
- Chcesz spróbować? – spytał szepcząc mu do ucha. D.O ożywił się i spojrzał na Kaia z niesfornymi iskierkami w oczach.
- Ale czego?
- No… Pytam czy… chciałbyś się przejechać.
- Na nim? – spytał Kyungsoo wskazując na czarnego, dostojnego konia za ogrodzeniem.
- Na nim. – przytaknął.
- Oczywiście, że chcę! – Przytulił się do Kaia i pocałował go w szyję. – Dziękuję…

Jongin trzymając mocno dłoń bruneta prowadził go w stronę konia przyozdobionego już w siodło. Przykucnął i robiąc koszyczek z rąk czekał na to, aby podnieść Kyungsoo do góry i ułatwić mu wejście na wysokiego ogiera. Kiedy D.O siedział już w siodle, Kai złapał za wodzę i spokojnym krokiem ruszył przed siebie. Kyungsoo widząc to, co się dzieje otworzył buzię i szeroko się uśmiechnął. Po chwili zaczął się śmiać radośnie i wystawiać twarz do słońca.
- A Ty nie jeździsz? – krzyknął do prowadzącego konia Kaia.
- Nie… Wolę prowadzić Ciebie. – odparł z uśmiechem i prowadząc dalej konia zaszedł na ogromną, wolno rosnącą łąkę. Przywiązał konia do drzewa i pomógł Kyungsoo zsiąść. Wziął go za rękę i pobiegł przed siebie, prosto w wysokie trawy. Rzucił się na ziemię ciągnąc towarzysza za sobą. D.O upadł kładąc się na Jonginie. Ten uśmiechnął się tylko radośnie do bruneta i przegarnął mu włosy, po czym wpił się w jego usta.
- Kocham Cię… - wyszeptał mu do ucha i złożył na jego szyi czuły pocałunek.
Zaczęło się ściemniać, nawet nie zauważyli kiedy ten czas minął. Wzięli więc wszystko i dziękując za konia i możliwość przejażdżki wsiedli do wozu i ruszyli do domu. D.O przespał całą drogę powrotną, więc Kai musiał go budzić, gdy wrócili do domu. Weszli do kuchni i planowali zrobić sobie kolację jednak plany uległy zmianie, gdy Jongin złapał w ostatniej chwili mdlejącego Kyungsoo.
- D.O? – spytał nerwowo. – Kyungsoo!
- Mm… - chłopak zamruczał, a na jego twarzy pojawił się grymas. Kai pocałował go w czoło sprawdzając tym samym stan jego temperatury.
- Jesteś strasznie rozpalony… - szepnął, wziął go na ręce i zaniósł na górę, do jego pokoju. Ułożył go delikatnie w łóżku i pobiegł do łazienki po miskę z zimną wodą i ręcznik. Zamoczył go w lodowatej wodzie i zaczął przykładać chłopakowi do czoła.
Przez bitą godzinę robił wszystko, by uciążliwa i męcząca gorączka zniknęła. Niestety, na marne. Za to Kyungsoo znów dostał napadu duszności i ponownie pluł krwią. Jongin usiadł obok niego i gładził go po głowie.
- Shh… - przytulił uspokajającego się już chłopaka do piersi i lekko kołysał się z nim w przód i tył. D.O jednak wykończony opadł na poduszki i znów zaczął kaszleć. Kiedy wreszcie się nieco uspokoił, nabrał powietrza do płuc i anemicznie wyciągnął rękę w stronę Jongina. Ten uchwycił ją od razu i mocno ścisnął.
- Wiele razy wspominałem ten dzień.Pamiętasz go? Bo ja tak. Pamiętam go tak, jakby to było wczoraj… Czekaj… To było wczoraj, prawda? – Jongin pokiwał przytakując głową. - Leżeliśmy pod gołym niebem wpatrując się w gwiazdy. Powiedziałeś mi wtedy, że już zawsze patrząc na nie będziesz myślał o mnie. Powiedziałeś: „ Niebo wygląda dziś jak brokat na Twojej bluzce. Dlatego jest takie piękne.” Wciąż pamiętam tę noc, to było wczoraj. Dla mnie już zawsze zostanie w sercu tamto wczoraj.
Jongin przygryzł dolną wargę próbując stłumić nadchodzący płacz i próbujący wydostać się z jego gardła krzyk rozpaczy.
- Pamiętam też ten dzień, gdy pierwszy raz spojrzałeś na mnie w ten sposób. To był piękny dzień, udany. Nawet bardzo udany. – Kyungsoo uśmiechnął się blado i zakaszlał.
- Wyszeptałeś mi wtedy do ucha, bym został, bo właśnie tego potrzebujesz. A ja, widząc Twoją twarz z czystym sercem zostałem…  - wydukał Kai i ścisnął mocniej jego dłoń.
- Pamiętam tę noc i moment, w którym przesunąłem dłonią po Twoim policzku ocierając słoną łzę. Z mojego powodu. Wiedziałem o tym. – wyszeptał. –Wtedy zobaczyłem w Tobie to, czego do tamtej pory nie dostrzegłem w nikim innym. – D.O ruszył ręką i zaczął sięgać po coś z szafki nocnej, jednak sprawiało mu to trudność. Znowu zaczął się dławić. Jongin przybliżył się do niego, objął ramieniem i zaczął go lekko poklepywać po plecach, co jakiś czas masując je. Przygryzał wargi, aby hamować dźwięki i krzyki, które chciały ogłaszać protest.
- Co mam Ci podać? – spytał zatroskany starając się zachować zimną krew i spokojny ton głosu.
- Zeszyt… - szepnął brunet. Kai sięgnął więc do szuflady po ciemnobrązowy, skórzany zeszyt owiązany dwa razy czarnym skórzanym paseczkiem. – Przeczytaj. – dodał Kyungsoo i opadł spokojnie na poduszki. Jego oddech był przyspieszony, a on sam próbował nad nim zapanować, co wychodziło mu kiepsko. Jednak naprawdę się starał.
Jongin patrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym otworzył zeszyt i zaczął go oglądać.
- Od końca, czytaj od końca… - dodał Kyungsoo i położył mu rękę na kolanie. Kaia przeszedł przyjemny dreszcz, ale wziął się za czytanie starannych zapisek przyjaciela.

„Poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie czułem.
I już wiedziałem, byłem pewien, że kocham Cię najbardziej na świecie. 
Zrozumiałem tamtej nocy, że jesteś wszystkim, czego potrzebuję.
Twoje zmęczone, czekoladowe oczy, w których tonąłem co wieczór.
Były wszystkim tym, w czym tonąć chciałem.
Twój głos był tym, którego chciałem słuchać już zawsze.
A Twój zapach… Twój zapach chciałem pamiętać na wieki.”

- Dałbym wszystko za to abyś.. – głos Jongina urwał się w połowie zdania, nie był w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej. Gula, która teraz była w jego gardle jednak stała się najmniej ważną rzeczą. Spojrzał na wykończone ciało Kyungsoo, na jego zamknięte, opuchnięte oczy. Był taki blady, a jego dłoń, którą jeszcze chwilę temu ściskał, ledwo go teraz trzymała. Odłożył zeszyt i złapał bladą dłoń ukochanego dwoma rękami. Pot przestał już ściekać mu z czoła, a oddech zwolnił i uspokoił się. Puls miał coraz słabszy…

Miałem wrażenie, że to sen.
Paskudny koszmar, który skończy się gdy tylko otworzę oczy.
Niestety, tej nocy robiłem to wiele razy, nie pomagało.
Wciąż leżałeś bez ruchu na aksamitnej pościeli, koloru gwieździstego nieba.
Dotknąłem Twojego policzka, a droga, którą musiała pokonać moja dłoń, była jedną z najtrudniejszych, jaką pokonywała do tej pory.
Drżałem.
Trząsłem się ze strachu o Twoje życie. O to, co będzie dalej.
Co mam zrobić?
Zamknąć oczy i czekać, aż zaśniesz?
- Kyungsoo… Kocham Cię. – wyszeptałem. Miałem ochotę wykrzyczeć to całemu światu i zapytać się, dlaczego Bóg jest taki niesprawiedliwy.
- Jongin… - nagle usłyszałem Twój ledwo słyszalny szept. Pochyliłem się więc nad Tobą, by móc lepiej Cię usłyszeć.
- Kocham Cię...
Poczułem silne ukłucie w klatce piersiowej. Czułem jak cały drżę. Czy to możliwe, aby serce pękało z żalu?
- To.. – mówiłeś dalej – to były najpiękniejsze cztery dni, jakie miałem w życiu. Zechciałeś mi je podarować. Przyjmę je jako… - znów zacząłeś kaszleć. Z każdym kolejnym dźwiękiem urywającym się z Twoich płuc czułem, jak przeszywa mnie nieopisany ból. Przestałeś i mówiłeś dalej. – Przyjmę je jako przedwczesny prezent na urodziny…
- Urodziny? – powtórzyłem. Miałeś mieć urodziny? – Kiedy je masz?
- Za… dwa… dni… - wyszeptałeś, a mi zrobiło się dziwnie słabo. – Dziękuję Ci z całego serca… Ale.. Chcę zasnąć, jestem zmęczony… - powiedziałeś. Co mam o tym myśleć? Zaśniesz? Zaśniesz, a jutro rano poczęstuję Cię moimi skromnymi kanapkami, bo nie stać mnie na zrobienie niczego innego?
- Mogę… - zawahałem się. Poczułem, jak głos zaczyna mi się łamać. – Mogę zasnąć przy Tobie?
Nie mogłem pozwolić na to, byś wyczuł mój strach. Nie chciałem, byś się tym martwił. Przecież już dość Ci ciężko. Przytaknąłeś i znów zacząłeś się dławić, a ja znów ponowiłem poprzednią czynność masując Twoje plecy i poklepując je co jakiś czas. Przytrzymując Twoje osłabione, chude ciało miałem wrażenie, że jesteś tak delikatny, tak kruchy, jak skrzydła motyla, które mogą ulec zniszczeniu pod wpływem mojego dotyku. Twoje ciało opadło na mnie bezwładnie. Położyłeś wciąż rozpaloną głowę na moim ramieniu…
- Dobranoc… Jongin. – Zagryzłem sine i ponadgryzane już wargi, by powstrzymać łkanie, które cisnęło mi się na język. A Ty z uśmiechem na ustach zamknąłeś oczy i wtulony we mnie zasnąłeś.
Leżałem tak z Tobą jeszcze przez chwilę trzymając Twoją dłoń, a drugą ręką gładząc Cię po głowie. Wciąż czuwałem. Jednak… Twój oddech zwolnił do minimum, a puls stał się ledwo wyczuwalny.
Twój oddech, którym okrywałeś mój policzek nagle ustał. Zamarłem.
Wpatrywałem się w Ciebie wyczekując jakiejkolwiek reakcji.
- D.O … - szepnąłem. – D.O, obudź się. Słyszysz? D.O! To nie jest śmieszne… - wypowiadając ostatnie zdanie puściły mi nerwy. Poczułem się jak małe dziecko bojące się ciemności, które ktoś zamknął w ciemnej piwnicy. Rozpłakałem się i podniosłem. Usiadłem na łóżku i wpatrywałem się w Twoją spokojną twarz, która była już bez jakiegokolwiek wyrazu. Położyłem Twoją głowę na swoich kolanach. Czułem jak po policzkach spływają mi łzy, a w moich uszach odbijało się moje rozpaczliwe łkanie.
- Otwórz oczy… słyszysz? – szlochałem. – D.O otwórz oczy… Wstań… Kyungsoo… Proszę… - zagryzłem pięść wbijając w nią zęby. – Błagam… wstań…
Pochyliłem się nad Tobą i oparłem głowę na Twojej klatce piersiowej. Ona już się nie unosiła, a ja już nie hamowałem płaczu. Słyszałem jak mój szloch odbija się od ścian i daje mi po twarzy, czułem jak trzęsą mi się ręce. Podniosłem się i wziąłem Twoją twarz w dłonie, pochyliłem się i złożyłem na Twoich chłodnych ustach ostatni pocałunek. Opadłem bezwładnie obok i wtuliłem się w Ciebie odczuwając agonię, która mnie ogarniała. Teraz ja szeptem powiem Ci, abyś został, bo właśnie tego potrzebuję...
- Wróć… - szepnąłem. – Proszę…



Mówi się, że po stracie najbliższej nam osoby, kiedyś w końcu się podniesiemy, że tak miało być. Więc dlaczego to tak bardzo boli? Dlaczego czuję się tak, jakbym stracił sens w życiu? Dlaczego wciąż mam wrażenie, że wybuchniesz śmiechem, podniesiesz się spod mojego ciężaru i zapytasz mnie, dlaczego płaczę. Chciałbym, abyś tak zrobił... Nawet wybaczyłbym Ci tak głupi żart ale...
Ty już nie wrócisz... Prawda?...

środa, 3 kwietnia 2013

Love Like A Wind, cz. 2.


Tytuł: Love like a wind.
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Długość: Three parts





Jongin patrząc na osłabionego chłopaka nie zastanawiał się długo, zbliżył się i położył rękę Kyungsoo na swoim karku. Wziął go na ręce i zaniósł na górę, do jego pokoju. Ułożył go delikatnie na łóżku i zmartwionym wzrokiem wpatrywał się w bladą twarz przyjaciela. Kyungsoo otworzył oczy i spojrzał na niego spokojnym już wzrokiem.
- Mogę Ci jakoś pomóc? – spytał zatroskany odgarniając włosy z głowy osłabionego D.O. Ten pokręcił tylko głową. – Na pewno? – upewniał się.
- Tak – wychrypiał. -  Pójdę już spać. Dobranoc, Kai. – odparł i odwrócił się na lewy bok. Jongin patrzył na niego jeszcze przez chwilę, wstał i wyszedł zostawiając uchylone drzwi. Ruszył w stronę swojego pokoju szurając nogami po dywanie i rękoma w kieszeni. Stanął przed swoimi drzwiami i obejrzał je dokładnie z góry do dołu i wracając wzrokiem na górę zatrzymał się na klamce. Wyjął prawą rękę z kieszeni i anemicznym ruchem nacisnął ją. Drzwi otworzyły się, a jego oczom ukazało się wnętrze jego przestrzennego pokoju. Wszedł do środka nie zamykając drzwi. Podszedł do łóżka i usiadł na nim bezwładnie opadając. Przeanalizował zajście, które miało miejsce chwile temu i próbował to zrozumieć. „Kyungsoo jest chory?” – przeleciało mu przez myśl. Na to wyglądało. Ba! Był tego pewien! Jednakże nie wiedział na co… Postanowił spytać go o to następnego dnia. Teraz poczuł, jak pod powieki wchodzi mu piasek. Osunął się na poduszki i zasnął…
Obudziła go krzątanina dochodząca z dołu. Otworzył oczy i zaczął intensywnie nasłuchiwać tego, co słyszał jeszcze przed chwilą. To możliwe, że D.O już wstał i szykuje im śniadanie? Przecież wczoraj wyglądał strasznie… I był taki słaby… Jongin usiadł na łóżku i w dalszym ciągu słysząc odgłosy z kuchni postanowił zejść i zobaczyć co się dzieje. Wsunął stopy w czarne kapcie i ruszył w stronę korytarza. Przez zasłonięte w połowie okno do pokoju wdzierał się blask słońca oślepiający lekko jego oczy. Ignorując to jednak udał się na dół, gdzie z każdym kolejnym stopniem schodów dźwięki dochodzące do jego uszu były głośniejsze. Stanął w drzwiach kuchni i zobaczył krzątającego się po niej Kyungsoo, który na jego widok uśmiechnął się serdecznie i sięgnął patelnię z jajecznicą. Postawił ją na stole i gestem ręki zaprosił zaspanego bruneta do stołu. Kyungsoo zmierzył chłopaka wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. Jongin miał na sobie ciemnoszare spodnie dresowe, w których sypiał, do tego grafitową bluzkę z długim rękawem. Była na niego nieco za duża, albo była rozciągnięta. Ciężko było stwierdzić. Włosy miał w artystycznym nieładzie, co podkreślało jego nieogarnięty wygląd. Kai podrapał się po głowie ziewając i poczłapał w kierunku stołu.
- Dzień dobry. – dźwięk głosu Kyungsoo zadzwonił w jego uszach i odbił się echem kilka razy zanim dotarł do świadomości chłopaka. Jongin spojrzał na niego i uśmiechnął się delikatnie. Siknął głową i zabrał się za jedzenie. – Dobrze spałeś?
- Bywało lepiej, dziękuję. – odpowiedział i wziął kęs do ust. Zmrużył oczy, by ograniczyć dostęp promieni słonecznych wpadających przez okno, które niemiłosiernie kuły go w oczy. D.O widząc to uśmiechnął się rozbawiony, wstał i spokojnym krokiem podszedł do okna. Zasłaniając je spojrzał na Jongina, który przestał mrużyć oczy.
- Lepiej? – spytał.
- Tak, dziękuję. – chłopak uśmiechnął się. – Piękna dzisiaj pogoda, nie spodziewałbym się. Wczoraj było dość zimno…
- Tak, to prawda. Naprawdę dzisiaj pięknie… Mogę… - zaczął niepewnie Kyungsoo – mogę Cię spytać o to, co się wtedy stało?
- Kiedy? – Jongin spojrzał na niego zaciekawiony.
- O ten dzień, kiedy spotkaliśmy się na ulicy…
- Ach, to… - Kai spuścił wzrok i po chwili zawiesił go tępo na kapiącej wodzie z kranu. – To były porachunki mojego brata… Zginął w pożarze naszego domu miesiąc temu i teraz jego „kumple” – nakreślił cudzysłów w powietrzu – łazili za mną i ciągle wołali ode mnie pieniądze. Mój brat miał u nich ogromne długi. Okazało się, że wcale nie pracował tam, gdzie podawał… Kradł dla tych… ludzi i potem oni dawali mu za to pieniądze.
- Czyli przekręty? A oni teraz siedzieli Tobie na ogonie… Rozumiem…
- No… Tak… - przyznał. – Jeszcze raz dziękuję Ci, że wtedy spłaciłeś ten dług… On wcale nie był taki mały, wiem… Bo dwa tygodnie szukałem znajomych, którzy pożyczyliby mi choć jedną trzecią tej kwoty, by dać tym gościom choć zaliczkę i pokazać tym, że spłacę…
- Nie ma za co, naprawdę. To raczej ja powinienem podziękować Tobie, że przyszedłeś tutaj i zdecydowałeś się tu zamieszkać.- Kyungsoo uśmiechnął się i zaczął sprzątać ze stołu.
- D.O… - zaczął Jongin. – słuchaj… bo ja… chciałem… to, co stało się wczoraj w nocy… co to…
- Co mam ugotować na obiad? Na co masz ochotę?– Kyungsoo wyraźnie zmienił temat próbując ominąć to pytanie, więc Kai stwierdził, że nie będzie naciskać. – Albo może jakiś deser?
- Jest świetna pogoda… W sumie… Moglibyśmy chyba zjeść na mieście… - odparł cicho chłopak.
- Dobry pomysł. Chciałbym Cię gdzieś zabrać… - zaczął Kyungsoo i spojrzał wyczekująco na bruneta. – Zaufasz mi?
Jongin wpatrywał się w jego czekoladowe, duże oczy i ten bialutki rządek zębów, które D.O odsłonił delikatnie wyczekując odpowiedzi. Poczuł jak ogarnia go nieopisane uczucie spokoju i ciepło przechodzące przez jego ciało. Nigdy nie czuł czegoś tak niesamowitego… Przytaknął więc i również się uśmiechnął.
- Świetnie. To jeśli chcesz, możesz się spokojnie wykąpać, a ja przygotuję wszystko i pojedziemy, jak tylko będziesz gotowy. – zarządził i wziął się za porządki w kuchni.
- Może Ci pomóc? – spytał Kai.
- Nie, nie. W kuchni lubię być sam… - odpowiedział z uśmiechem i zabrał się za zmywanie.
Jongin wstał od stołu i poszedł do siebie. Stanął przy oknie i wpatrywał się w pustą ramkę na zdjęcie stojącą na półce. Zmarszczył brwi.
- Nic mu nie jest… Ale coś ukrywa… - zaczął mówić do siebie – przecież to mi się nie śniło… to było prawdziwe… więc co jest? – westchnął i zdjął z siebie bluzkę, rzucił ją na łóżko i poszedł do łazienki. Wszedł pod prysznic i puścił wodę.. Jej zimny strumień uderzył w jego kark i zaczął spływać po jego ciele powodując gęsią skórkę. Zamknął oczy, odchylił głowę lekko w tył i pozwolił wodzie zmoczyć swoje włosy…
Gdy wyszedł z łazienki, przebrał się i stanął gotowy przed lustrem. Przegarnął włosy rękę i lekko się uśmiechnął sprawdzając, czy jego uśmiech nie będzie wyglądać sztucznie. Ubrany był w granatową, bawełnianą bluzkę, na którą zarzucił ciemnozielony bezrękawnik. Schował telefon do kieszeni spodni i zszedł na dół. Kyungsoo wyjrzał z kuchni i widząc gotowego przyjaciela uśmiechnął się radośnie.
- Gdybyś mógł, weź proszę to i zanieś do samochodu – wręczył Jonginowi koszyk i koc – a ja pójdę tylko przebrać bluzkę i możemy iść. Brunet wziął od niego to wszystko i wyszedł do samochodu. Zapakował wszystko i usiadł na miejscu pasażera. Kyungsoo po chwili już był na zewnątrz, zamknął dom i usiadł za kierownicą. Ruszyli. Przejechali całe miasto, wyjechali poza jego granice i po przejechaniu następnych kilku kilometrów D.O skręcił w leśną drogę prowadzącą przez środek lasu, na wzgórze. Zatrzymali się w końcu, chłopak zgasił silnik i spojrzał z uśmiechem na Kaia. Byli już prawie na szczycie.
- Dalej idziemy pieszo. – stwierdził i wysiadł. – Weźmiesz koszyk? – spytał Jongina, zabrał koc i ruszył w górę. – Pospiesz się!
Jongin sięgnął po koszyk do bagażnika, zamknął auto i podbiegł do D.O towarzysząc mu w dalszej drodze. Idąc w ciszy doszli do polany przepełnionej kwiatami, oświetlonej przez promienie słoneczne przedzierające się przez gałęzie drzew. Kyungsoo rozłożył koc na środku, usiadł i poklepał miejsce obok siebie. Jongin uśmiechnął się i usiadł stawiając koszyk obok.
- Pięknie tu… Co to za miejsce? – spytał Kai rozglądając się dookoła. – Jak je znalazłeś? – stanął na zboczu klifu, na którego zboczu znajdowała się polana. Spojrzał w dół, na lekko wzburzone wody oceanu i wziął głęboki oddech, po czym spokojnie wypuścił powietrze przez usta.
- Moja siostra to kiedyś znalazła i mnie tu przyprowadziła mówiąc, że to miejsce jest magiczne, bo pozwala jej uspokoić duszę i umysł wtedy, gdy nie wie co zrobić, a wszystko dookoła komplikuje jej życie. Potem zachorowała i przestała tutaj przychodzić.. Raz, gdy poczuła się lepiej postanowiłem, że przyprowadzę ją tutaj ostatni raz, by raz jeszcze, ten ostatni, poczuła magię tego miejsca. Krótko po tym zmarła…
- Przykro mi… - szepnął Kai – Na co była chora?
- Miała białaczkę… - słysząc tą odpowiedź Jongin doszedł do wniosku, że to jest ten czas. Że jeśli teraz nie spyta, to już nie będzie miał okazji.
- A Ty? – wyszeptał niepewnie. – A na co Ty jesteś chory? – na te słowa D.O zamilkł. Wpatrywał się przez dłuższy czas w Kaia mierząc go wzrokiem. Czyli jednak, Jongin miał rację.
- To gruźlica. – rzucił oschle Kyungsoo. Odszedł na odległość dwóch metrów i wpatrywał się w korony drzew. – Wykryli ją u mnie pół roku temu. Dali mi ok. sześciu miesięcy życia.
Kai nie wiedział co powiedzieć. Poczuł jakby go coś wewnętrznie rozrywało, a jego serce zostało zaatakowane milionem ostrych igieł, które wbijały się w nie niczym strzały w tarczę do celu. Przecież… dopiero go poznał.. Dopiero go pokochał, nawet nie zdążył pokazać mu tego ile dla niego znaczy. A teraz? Teraz ma go stracić?
- Tamtej nocy.. – zaczął Kyungsoo stając obok niego usiadł na zboczu i oparł się na rękach wystawiając twarz do słońca. – Zobaczyłem Cię już obok księgarni i nie wiem dlaczego. Po prostu poczułem tą nieodpartą chęć podążania za Tobą. Szedłem Twoimi śladami, w odpowiedniej odległości. Kiedy już chciałem zrezygnować, bo oddalałeś się coraz bardziej od miejsca mojego zamieszkania, co z moim stanem zdrowia sprawiłoby mi niemały kłopot, zobaczyłem ich. Podszedłem trochę bliżej i ukrywając się słuchałem waszej rozmowy… Kiedy jeden z nich zaczął Cię szarpać i żądać pieniędzy spojrzałem na plik czeków, które miałem w portfelu i… po prostu… jakby jakaś niewidzialna siła wypchnęła mnie zza krzaków.
- Wtedy zobaczyłem Cię po raz pierwszy… - przerwał mu Jongin i usiadł obok niego wpatrując się w czubki swoich butów.
- Wtedy po prostu wyjąłem z kieszeni długopis… Nawet nie mam pojęcia co mnie tamtego wieczoru natchnęło, aby go zabrać z sobą… Wypisałem dwa i wręczyłem im… Patrząc w Twoje oczy po prostu czułem, że muszę to zrobić… - wypowiadając ostatnie zdanie ściszył nieco ton głosu i spojrzał na siedzącego obok niego bruneta.
- Wiesz… - Jongin zerknął na niego, po czym ponownie spuścił wzrok. – Nie miałem udanego dzieciństwa. Moja matka zostawiła mnie i swojego ojca, gdyż uznała, że jest za młoda na prowadzenie rodziny i woli zająć się swoją karierą. Teraz jest wielką  bizneswoman… Nie ważne. Zostałem sam z bratem i ojcem mając dwa lata… Starał się jak mógł, naprawdę… Jednak był głównym tancerzem w teatrze i z każdym kolejnym musicalem wyjeżdżał na długie trasy… Dopóki moja babcia żyła, zostawała ze mną. Potem byłem z wynajętą przez tatę opiekunką. Jednak mając pięć lat dowiedziałem się, że autokar, który wiózł gwiazdy teatru „Mascarade” miał wypadek i wypadł z trasy wpadając do rzeki… Mój tata zginął na miejscu.
Jongin spojrzał w stronę słońca mrużąc oczy oślepianie przez jego promienie. Spojrzał też na wodę, po czym mówił dalej..
- W ciągu dwóch dni straciłem wszystko, zabrali mnie do sierocińca. Tam dzieciaki zawsze brały mnie za dziwoląga… Śmiały się ze mnie, że zamiast grać w piłkę wolę kręcić piruety jak baletnica przed lustrem na korytarzu… Nigdy nikt nie pokazał mi, że mu na mnie zależy. Dla wszystkich byłem kimś nie wartym uwagi. Nigdy nikt nie powiedział mi, że mnie kocha, że mu na mnie zależy. Zawsze byłem sam. Jednak… Poznałem Ciebie. Za co z całego serca dziękuję Bogu, że postawił Cię tamtej nocy na mojej drodze. Zawsze podnosiłem się sam, a czasami nawet nie byłem w stanie. Teraz czuję, że mam wszystko, czego było mi potrzeba..
- Jongin ja… - Kyungsoo chciał coś powiedzieć, jednak Kai przerwał mu kładąc palec wskazujący na ustach D.O. Spojrzał mu w oczy, w których skakały niesforne iskierki. Po chwili zobaczył w nich swoje odbicie. Nie rozumiał tego, co nim kierowało, po prostu robił to, co szeptało mu do ucha serce. Delikatnym ruchem zsunął swój palec z ust Kyungsoo i niepewnie zbliżył się do niego. Ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Czuł jego oddech na swojej skórze,  zapach jego perfum, który mógłby zapamiętać na zawsze i poznać wszędzie.  Zapach przy którym nie umiał się ostatnio skupić i myśleć. Zapragnął, by przestały ich dzielić te centymetry. W tym momencie Kyungsoo pomyślał chyba o tym samym, bo ich usta spotkały się w połowie drogi i delikatnie musnęły o siebie zatapiając ich w delikatnym, jeszcze nieśmiałym pocałunku. Odsunęli się powoli od siebie patrząc sobie w oczy. Kai zawstydził się i spuścił wzrok.
- Wiesz Kai… - D.O odkaszlnął i spojrzał gdzieś w dal, w odległy ocen, gdzie nie było widać drugiego brzegu. - Nie wiedziałem jak mam Ci to powiedzieć, jak znaleźć odpowiedni moment… - Spojrzał na wciąż lekko speszonego chłopaka, który również na niego spojrzał. – Kocham Cię. – szepnął i spuścił wzrok. Czuł, jak jego serce bije z potrojoną siłą.  Jongin już nic nie powiedział, tylko oparł głowę o ramię Kyungsoo i sam się do siebie uśmiechnął. Wyciągnął dłoń i złapał D.O za rękę, splótł ich palce i zamknął oczy.
- Słyszysz? – spytał po chwili wsłuchując się w świergot ptaków wydobywający się spośród koron drzew. – Ten dźwięk zawsze będzie mi o Tobie przypominał… - wyszeptał z uśmiechem. Kyungsoo zerknął na niego i ścisnął mocniej jego dłoń.
- Zostaniesz ze mną? – spytał cicho. – Zostaniesz do samego końca? – Jongin uniósł głowę z ramienia bruneta i spojrzał mu prosto w oczy. Zamrugał powolnie i uśmiechnął się blado.
- Do końca? – spytał. – Do końca i jeszcze dłużej. – dodał po chwili. Wstał i razem poszli zjeść przygotowany w domu przez Kyungsoo obiad.
W drodze powrotnej to Jongin prowadził samochód, a D.O siedział obok z zamkniętymi oczami, uśmiechem na ustach i wystawioną ręką przez okno tak, jakby chciał na siłę schwytać wiatr…

- Masz ochotę na ciasto czekoladowe? – spytał Kyungsoo wchodząc do salonu. Jongin uśmiechnął się i przytaknął radośnie. – A chcesz mi pomóc?
- Pewnie! – roześmiał się i ruszył za przyjacielem do kuchni.  Mleko, cukier, trochę mąki i drożdże - wymieszali to w garnku i patrzyli, jak całość rośnie. W między czasie nie obeszło się bez wojny na jedzenie. Obaj byli upaćkani ciastem, które pokrywało pół kuchni. Jongin zanurzył palec w czekoladowym sosie i z szerokim uśmiechem na twarzy dotknął policzka D.O i przesunął nim po całej jego powierzchni zostawiając długą, czekoladową szramę. Kyungsoo pokręcił z uśmiechem głową i odwdzięczył się tym samym, jednak zanim dopadł Kaia, ten zdążył zrzucić opakowanie z mąką na ziemię. Biały proszek rozprysł się po pomieszczeniu unosząc się w powietrzu i powodując u obojga napad kichania. Roześmiali się i kiedy D.O wstawił placek do piekarnika, Kai zabrał się za sprzątanie mąki. Czekając na wspólnie zrobiony placek poszli do salonu i słuchając muzyki siedzieli na kanapie wpatrując się w siebie, rozmawiając  popijając ciepłe kakao.
- Jongin.. Mogę Cię o coś poprosić? – spytał.
- Proś o co tylko zapragniesz. – uśmiechnął się i odstawił pusty już kubek na stolik.
- Mógłbyś dla mnie zatańczyć? Chciałbym zobaczyć jak to robisz… - szepnął nieśmiało.
- Ale teraz? – spytał. – Hm, no dobrze. Dlaczego nie? – Kai zaśmiał się, wstał z miejsca i podszedł do odtwarzacza, poszukał na płycie odpowiedniej piosenki i przesunął trochę stolik, aby nic nie zrzucić. Po salonie rozległy się delikatne dźwięki ballady, które czule koiły zmysły i pieściły uszy. Spokojne ruchy Kaia były płynne i idealnie wpasowane w muzykę. Każdy następny krok był doskonale dopracowany i wyważony. Zmysłowe ruchy jego ciała pozostawiały w pamięci obserwującego go D.O wspaniałe wspomnienie i powodowały ciepły uśmiech na jego twarzy. Jongin zatrzymał się na chwilę i spojrzał na uśmiechającego się chłopaka. – Chcesz spróbować?
- Ja? – pisnął. – Nie, nie… Nie potrafię. Ty tańcz, ja popatrzę.
- Daj spokój, to będzie proste. – podbiegł do niego, złapał za rękę i wyciągnął na środek pokoju. – No chodź.
Stanęli naprzeciwko siebie, Kai uśmiechnął się do niego i wytarł z jego policzka pozostałość z mąki, którą musiał przeoczyć wycierając się wcześniej.
Złapał jego dłoń i zakręcił go. Stanął za nim i chwycił go za biodra. Kołysał nimi delikatnie w rytm muzyki.
- Widzisz.. Potrafisz… - szepnął mu do ucha. Oparł głowę o jego kark i przytulił się do jego pleców.
- Dziękuję… - wyszeptał D.O gładząc jego ręce opuszkami palców. Z kuchni dobiegło ich dzwonienie zegara, który informował ich, że placek powinien być gotowy. Niechętnie odsunęli się od siebie i poszli do kuchni. Kyungsoo ubrał rękawice kuchenne i wyjął blachę z pieca. Zaróżowiony placek uśmiechał się do nich, jednak żaden z nich już nie miał ochoty jeść.
- Jestem zmęczony… - wyszeptał D.O i z uśmiechem ruszył w stronę schodów.
- Odprowadzę Cię! – rzucił Jongin i pobiegł za nim. Stanęli przed drzwiami pokoju chłopaka i spojrzeli na siebie. – Dobranoc, śpij dobrze. – Kai uśmiechnął się czule do niego i pogładził jego ramię. Kyungsoo uśmiechnął się i przytaknął. Zniknął za drzwiami swojego pokoju zostawiając Jongina samego na korytarzu.
Stojąc przed jego pokojem poczuł, jak coś w środku niego krzyczy, domaga się o swoje. Poczłapał do swojego pokoju i opadł bezwładnie na łóżko. Jeszcze przez chwile wpatrywał się tępo w sufit, jednak wiedział, że dłużej nie będzie w stanie tego dusić w sobie. Zakrył sobie twarz dłońmi, podkurczył nogi pod brodę i leżąc na boku poczuł, jak jego oczy wilgotnieją. Leżąc tak łkał i błagał Boga, by nie zabierał mu tego, co stało się dla niego najcenniejsze. Jego płacz odbijał się głucho od ścian pokoju i wracał do niego powodując kolejną falę histerii, w którą powoli wpadał. Nie miał pojęcia kiedy nadejdzie koniec. Nie chciał, by on nastąpił kiedykolwiek. Chciał stać u jego boku przez całe swoje życie, miał tyle planów, tyle chciał mu pokazać, powiedzieć…
Jego opuchnięte oczy zaczęły stawiać opór i przestały się otwierać wtedy, gdy tego chciał. Piekły go, a on miał wrażenie, jakby były w nich ziarnka piasku, które kuły go niemiłosiernie uniemożliwiając widoczność. Zasnął wykończony własnymi myślami marząc o tym, by obudzić się jutro z przeświadczeniem, że to wszystko było tylko zwykłym koszmarem…

Love Like A Wind, cz. 1.


Tytuł: Love like a wind.
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Długość: Three parts





Przegarnął lekko drżącą dłonią mokre od deszczu włosy. Tym razem nawet tragiczny stan jego fryzury, przemoczone ubranie i hulająca na dworze ulewa nie działały na niego tak, jak zazwyczaj. Nie czuł chandry, ani przygnębienia z powodu szarego, deszczowego dnia.
Stał przed dużymi dębowymi drzwiami i sam ze sobą toczył zaciekłą walkę na śmierć i życie. Za tymi drzwiami było wszystko, czego tak naprawdę pragnął, a tak bardzo bał się przekręcić kluczyk w drzwiach. W końcu odważył się i otworzył drzwi. W końcu on sam mu dał te klucze. Sam powiedział mu przecież, że może przyjść w każdej chwili. Tak więc zrobił…
Stracił wszystko. Zagubił się we własnym życiu, wydawać by się wtedy mogło, że bezpowrotnie. Jednakże tego samego wieczoru z chodnika zbierał go zatroskany brunet o niebiańskich oczach, które oczarowały go swoją głębią. Zawdzięczał mu wszystko. Ponieważ on sprawił, że z odbił się od dna i stanął ponownie na nogi. A jedyną przysługę, jaką miał dla niego zrobić było zamieszkanie w jego małym dworku na obrzeżach miasta. Był on duży, jak na jedną osobę, a on nie znosił być sam i miał tego dość. Obiecał mu pokój, własną łazienkę i święty spokój o każdej porze dnia  nocy. Dał mu klucze powtarzając dwa razy drogę. Uśmiechnął się, wręczył mu podłużną kartkę papieru wydartą z setki innych, z wypisaną kwotą i jego podpisem. Zniknął w unoszącej się wokół nich mgle szybciej, niż chłopak zdążył jakkolwiek na minione zajście zareagować. Trzymał w dłoni papierek, który upoważniał go do kilkunastu tysięcy won. Wpatrywał się nieprzytomnie w miejsce, w którym zniknął jego wybawca.
Teraz stał przed drzwiami jego domu i wpatrywał się w klamkę zadając sobie w głowie pytanie „otworzyć? Nie otworzyć?”
 Zdecydował w końcu. Wszedł więc do środka. Wnętrze było ekstrawaganckie, nieco przypominało dworek, czy mały zamek. Wszystko trzymało się określonego stylu. Nie było rzeczy, która by nie pasowała do reszty. Każdy element był do siebie idealnie dopasowany. Na jasnych panelach rozłożony był gładki, bordowy dywan mający tylko dwie linie złotych pasków na brzegach. Był on tak czysty, że było na nim niemalże widać każde, pojedyncze włókno. Spojrzał na prawo, gdzie znajdowała się szafka na buty i lustro. Na widok swojego odbicia poczuł niesmak i ponownie przegarnął swoje włosy pozostawiając na czole jeden kosmyk…

Spojrzał na schody znajdujące się na środku dość dużego, długiego korytarza, na których po chwili jego wzrok napotkał poznaną mu wcześniej sylwetkę chłopaka o niebiańskich oczach. Był ubrany zupełnie w innym stylu, niż wtedy na ulicy. Miał na sobie rozciągnięty rozpinany sweter zarzucony na czarny T-shirt i czarne dresowe spodnie. Na jego widok uśmiechnął się ciepło i zszedł na dół.
- Cieszę się, że przyszedłeś. Wejdź, rozgość się, czuj się jak u… - zaśmiał się. – Jesteś u siebie. – dodał uśmiechając się szeroko i skinął na mnie ręką. Zdjął buty, przemoczoną bluzę i ruszyłem za nim po schodach. Stanęliśmy przed jednym z pokoi.  Odwrócił się do mnie i uśmiechnął.
- To może być Twój pokój. – oznajmił spokojnie. – Szafy są pełne, wszystko jest Twoje. Przebierz się z tych mokrych ubrań, a ja pójdę coś ugotować. Przyjdź na dół, jak będziesz gotów. Jeśli chcesz, to możesz wziąć prysznic. Do łazienki masz przejście z pokoju.
- Dziękuję… - odparł nieśmiało.
- To ja dziękuję. – ukłonił się i poszedł na dół.
Kiedy tylko został sam, spojrzał niepewnie na drzwi, które od dziś miały należeć doniego. Wszedł do pokoju i rozejrzał się. Ściany były lawendowe z fioletowymi wzorami na jednej ze ścian. Wszystko było kolorystycznie dobrane, idealnie poukładane i czyściutkie. Łóżko stało po prawej stronie, przy oknie tak, aby leżąc na nim można było patrzeć w niebo przez okno. Po przeciwnej stronie pokoju było duże okno z szerokim, niskim parapetem, na którym było pełno poduszek. Uśmiechnął się na jego widok, gdyż zawsze marzył o tym, aby mieć takie okno, na którym mógłby usiąść i czytać książkę. Na upartego mógłby tam zasnąć. Parapet naprawdę był duży, co sprawiało mu jeszcze większą radość. Naprzeciwko drzwi znajdowało się biurko z regałami na książki. Szafa, komoda i telewizor były na tej samej ścianie, co drzwi. Postanowił sprawdzić zawartość mebli. Tak jak mówił, powinny być tam ubrania… Kiedy otworzył jeden człon szafy ujrzał idealnie poukładane bluzki, sweterki, bluzy i spodnie. Genialne. Wydawało mu się, że nawet trafił nimi w jego gust. Wyszperał coś i poszedł prosto do łazienki, gdzie czekała na niego kolejna niespodzianka. Elegancka, czysta łazienka z dużą wanna wbudowaną w podłogę. Napuścił do niej wody, wziął płyn do kąpieli i zanurzył się po uszy w wodzie z pianą.  Posiedział trochę w tej wannie, ale przypomniało mu się, że wspominał coś o jedzeniu, więc zapewne czeka… Wyszedł, wysuszył ciało szarym, ciepłym ręcznikiem, który wziął prosto z kaloryfera i włożył na siebie wcześniej wybrane ubrania, byleby jak być już w czystych, suchych ciuchach. Obejrzał się w lustrze i zadowolony ze swojego wyglądu zszedł na dół, gdzie roznosił się zapach pieczonego kurczaka. Mm…. Uwielbiał to! Podążył za zapachem i w taki sposób znalazł się w jasnej, przestronnej kuchni w kolorach kremowo zielonych. Stał przy piekarniku i właśnie wyjmował jedzenie. Spojrzał na niego i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Mam nadzieję, że będzie Ci smakować.
- Na pewno, uwielbiam smażonego kurczaka. – odparł radośnie. – Dziękuję! – dodał. Skinął tylko głową i zaprosił do stołu.
- Smacznego – rzucił z uśmiechem nakładając sobie kolację na talerz. – Kyungsoo jestem, przyjaciele czasem wołają na mnie D.O…
- Jongin, potocznie znany jako Kai. – skinął głową na powitanie i zabrał się za pochłanianie posiłku. Kyungsoo wyraźnie chciał coś powiedzieć, ale przeszkodził mu w tym dziwny napad kaszlu. Kai przyglądał mu się nieco zdezorientowany. W końcu D.O przeprosił i wyszedł z kuchni. Nie wrócił już do niej, przez co Jongin zmuszony był sam skończyć jeść. Wracając do pokoju zatrzymał się przed drzwiami chłopaka i zapukał w nie delikatnie.
- Kyungsoo… - zaczął. – Wszystko w porządku? D.O? – wolał upewnić się, że wszystko jest ok…
- Tak, ta – wypowiedź przystojnego właściciela znów przerwał kaszel. – Wszystko dobrze, idź spać.
Słysząc tą odpowiedź nie był zbytnio usatysfakcjonowany, jednakże postanowił posłuchać go i poszedł do siebie.
Gdy wrócił do swojego pokoju zaczął zastanawiać się nad tym, jeszcze przez chwilę myślał o dziwnym kaszlu nowego przyjaciela, który wydawał mu się bliski, aż w końcu zaczął myśleć o tym, dlaczego tutaj tak naprawdę przyszedł. Czy na pewno chodzi mu tylko o pieniądze i dach nad głową? O czym on w ogóle myśli, przecież nie jest z tych, którzy liczą się tylko z majątkiem. Usiadł na parapecie i przytulił głowę do szyby, za którą padał nadal deszcz. Ściemniało się i powoli robiło się pusto. No tak, w końcu to obrzeża miasta, za dużo to się tutaj nie działo… Może to i lepiej? Lubił tego typu samotność. Z dala od tłumów i tłoku miasta. Odchylił głowę w tył i zamknął oczy, a wtedy w jego głowie stanął obraz Kyungsoo z ciepłym uśmiechem na twarzy. Otworzył oczy i potrząsnął nerwowo głową. „Co się ze mną dzieje?” pomyślał i poszedł się położyć.

Zegar wybijał właśnie drugą trzydzieści. Jongin nadal nie mógł zasnąć. Wpatrywał się bez celowo w sufit, nawet o niczym nie myślał. Po prostu leżał i nasłuchiwał dźwięku uderzających kropli o dach nad jego głową. Właśnie, miał dach nad głową. Miał gdzie wrócić podczas niepogody, miał gdzie spać, jeść, spędzać wolny czas. Jednakże nurtowało go to, dlaczego zupełnie obca mu osoba postanowiła wyciągnąć do niego pomocną dłoń, dać mu tak dużą kwotę pieniężną, klucze do swojego domu i dach nad głową. Co nim kierowało, że nogi przyniosły go tutaj? Co się z nim działo? Dlaczego jego serce w tak nienaturalny sposób reagowało na widok uśmiechniętego D.O? I dlaczego wciąż był święcie przekonany, że zna go jak nikt inny? Przecież go nie znał… Czy znał? Ale nie przypominał go sobie… Jednak czuł, że on tak naprawdę nie jest mu obcy. Chłopak zwątpił już we własne wspomnienia. Podniósł się na łokciach i wpatrywał się w drzwi swojego pokoju. Spuścił nogi z łóżka na miękki dywan i wsunął je w kapcie. Cichym krokiem zmierzał ku kuchni. Był głodny, ale raczej z nudów, niż z potrzeb fizjologicznych. Otworzył lodówkę i zaczął przyglądać się znajdującym się w jej wnętrzu produktom. Wyjął kartonik mleka, otworzył go i pociągnął długi łyk. Zakręcił go, odstawił i zamknął drzwiczki lodówki.
- O Jezu! – krzyknął łapiąc się za serce. – Przestraszyłeś mnie… - odetchnął z ulgą widząc, że postacią, którą wziął za włamywacza czy ducha był po prostu Kyungsoo. Przyjrzał mu się uważniej. – Wszystko w porządku? – spytał. Chłopak otworzył anemicznie oczy i spojrzał na niego. Nie zdążył nic powiedzieć, bo stracił równowagę i opadł bezwiednie na Jongina. Ten złapał go za ramiona i starał się postawić go na nogi, jednak czując, że chłopak nie ma władzy w nogach posadził go delikatnie na podłodze, gdyż był pewien, że z krzesła i tak by się zsunął. Przyjrzał mu się jeszcze raz.
- Jesteś rozpalony. – szepnął sam do siebie dotykając czoła przyjaciela. – Jesteś chory? Przecież wcześniej wszystko było dobrze… - jęknął. – Kyungsoo…
Zaczął rozglądać się dookoła i myśleć, co robić. Nagle chłopak rozbudził się i zaczął mocno kaszleć, wręcz dusił się wdychanym przez siebie powietrzem. Odepchnął na bok Jongina i zgiął się w pół pochylając nad kafelkami. Chłopak zacisnął ręce w pięści nadal kaszląc, a na kremowych kafelkach pojawiły się nieduże, gęste plamy krwi, które wypluł. Jongin patrzył na niego z przerażeniem w oczach i czuł się jak sparaliżowany. Kyungsoo oparł na stojąca za nim lodówkę, zamknął oczy i zaczął głośno oddychać, powoli uspokajając swój organizm.
Jongin nadal siedział w miejscu, w które został odepchnięty i wpatrywał się w chłopaka, który w ciągu trzech dni stał się dla niego kimś ważnym i nadal nie mógł zrozumieć dlaczego. Jednak przez minione dziesięć minut poczuł strach, że straci coś, co dopiero zyskał…

http://www.youtube.com/watch?v=tFznEHAEPCg&feature=youtu.be