czwartek, 14 listopada 2013

Dear Darling.

Tytuł: Dear Darling.
Paring: KaiSoo
Długość: ....
Rodzaj: romance, angst
Rating: G, NC-17

~

Jesienna chandra dopadała chyba wszystkich. Jednak on był typem osoby, która na przekór wszystkim starała się utrzymać siebie i swoich bliskich w ryzach i z pozytywną energią.

~

Czym jest miłość i dążenie do spełnienia? Co to jest romans? Co to związek i co oznacza zdrada?
Znasz to uczucie? Gdy całe Twoje ciało paraliżuje ból i strach, a serce wypełnia rozgoryczenie?

~

Tak po prostu.. odejść i odstawić w niepamięć to wszystko, co było. Nie odwracać się i nie starać się ratować czegoś, co i tak już nie ma sensu. Czegoś, z czego nie ma już nawet co ratować…

***

Pewnego chłodniejszego wieczoru, gdy wracałem z zakupami do domu, dostrzegłem kogoś czekającego pod moim domem. Zwolniłem więc kroku i zacząłem przyglądać się z daleka. Zmrużyłem lekko oczy by wybadać sytuację. Ten chłopak miał na sobie czarną czapkę z daszkiem, grubszą bluzę i kaptur na głowie. Co jakiś czas pocierał o siebie dłonie i chuchał na nie, by je ogrzać. Stałem tak jeszcze przez moment, a gdy tylko rozpoznałem nieoczekiwanego gościa i jego samochód, który stał na podjeździe, ocknąłem się i pobiegłem w tamtą stronę.
Dobiegłem do furtki i łapiąc oddech, złapałem się jej uspakajając nieco. Spojrzałem na niego i wziąłem głęboki oddech.
- Jongin-ah! – krzyknąłem i ruszyłem w jego kierunku. Brunet obejrzał się i widząc mnie rozluźnił się i wyszedł mi naprzeciw.
- Daj – wyciągnął ręce po siatki z zakupami. – pomogę ci. – uśmiechnął się blado i zabrał większą część zakupów. Weszliśmy do środka i udaliśmy się do kuchni, aby rozpakować siatki. Byłem szczęśliwy, że go widzę… Od ostatniej wspólnej nocy już go nie widziałem.. Wpychał mi kit, że nie ma czasu.. Jesteśmy ze sobą od trzech lat, a on mi próbuje sprzedać bajeczki o przepracowaniu.. O nadmiarze nadgodzin i braku wolnego czasu. Nie jestem głupi. W sumie już od kilku miesięcy podejrzewam, że kogoś ma.
- Zaskoczyła mnie trochę Twoja wizyta.. – zacząłem stawiając przed nim kubek z gorącą czekoladą. Usiadłem obok niego na kanapie zginając jedną nogę i siadając do niego przodem. – Myślałem, że jesteś zbyt zajęty, aby spędzić ze mną chociaż dwadzieścia pięć minut… - wymamrotałem i wziąłem dużego łyka. Nie uzyskałem jednak odpowiedzi. Zerknąłem na niego, jego ręce drżały, a oczy były tępo wbite w dywan.  „Wiedziałem…” – przemknęło mi przez głowę i poczułem piekące uczucie bólu w okolicy klatki piersiowej. Zmrużyłem oczy i czekałem teraz tylko na zadanie ciosu. Ten też nie miał miejsca. Otworzyłem niepewnie oczy i spojrzałem na niego. Trzymał w dłoni kopertę. Spojrzałem na niego pytająco.
- To dla Ciebie… - szepnął. – Ale.. Otwórz to dopiero jutro rano, dobrze? – przytaknąłem, a on odłożył kopertę na ławę. Niespodziewanie Jongin przywarł do moich warg w agresywnym pocałunku. Jego dłonie wędrowały zachłannie i niecierpliwie po całym moim ciele, a mi zaparło dech w piersi. Zupełnie się tego nie spodziewałem… W mgnieniu oka pozbyłem się koszulki i dżinsów, które miałem na sobie. Sunął swoimi pełnymi ustami po całym moim ciele pozostawiając po sobie tylko czerwone ślady. Po pomieszczeniu roznosiły się nasze głośne westchnienia.. Tak mi tego brakowało…

**

Opadł obok mnie na poduszki. Złożył na moich ustach czuły, długi pocałunek, odrywając swoje wargi od moich w zwolnionym tempie. Wypuściłem ciężko powietrze i poczułem ulgę. Jakby coś ciężkiego spadło z mojego serca.
- Dobranoc, hyung. – usłyszałem ciche mruczenie i poczułem jak Jongin oplata mnie swoim ciepłym oddechem i silnymi ramionami. Poczułem się świetnie i po prostu zasnąłem.
Obudziła mnie dopiero nienaturalna cisza i chłód bijący zza moich pleców, gdzie teoretycznie miał leżeć śpiący Jongin. Jednakże miejsce było puste i dawno zimne.. Musiał najwidoczniej wstać wcześnie. Poszedł zrobić śniadanie? Nie.. Coś mi się w tym wszystkim nie podobało… Wygramoliłem się z łóżka i włożyłem na siebie swoją bieliznę. Wsunąłem stopy w ciepłe kapcie i poszedłem na dół, gdzie zastałem pustkę. Złapałem delikatnie za firankę w salonie i wyjrzałem przez okno, gdzie również nie było jego samochodu. Ponownie ogarnął mnie strach. Wtedy przypomniało mi się o kopercie, którą miałem otworzyć rano. Szybkim krokiem podszedłem do ławy, wziąłem nieduży kawałek białego papieru do rąk i otworzyłem kopertę. Wyjąłem z niej perfumowany męskim zapachem, jego zapachem, pergamin wypisany staranną kaligrafią. Usiadłem na dywanie opierając się o kanapę plecami i wziąłem głęboki oddech…

„ Dear Darling…
Na samym początku, chciałbym Cię przeprosić. 
Wyjeżdżam. 
Na stałe. 
Już nie wrócę, przepraszam.
Wiem, jak bardzo mnie kochasz.. Dlatego postanowiłem, że ostatnią noc tutaj spędzę z Tobą… Nie chciałem wyjść na skończonego dupka, ale zapewne właśnie nim jestem. Nawet nie potrafiłem Ci powiedzieć prosto w oczy, że odchodzę…
Poznałem kogoś. 
Ma na imię Lena. 
Kocham ją..
Nie wiedziałem jak mam Ci o tym powiedzieć, stchórzyłem. Nie zdziwię się, jeśli już nigdy nie odbierzesz ode mnie telefonu… 
Kyungsoo, przepraszam. Kocham Cię, ale… Ją kocham bardziej… Mam nadzieję, że zrozumiesz i kiedyś mi wybaczysz… Chcę, byś wiedział, że naprawdę jestem szczęśliwy… Więc proszę, daj mi odejść i nie każ mi zbyt długo żyć z przeświadczeniem, że mnie nienawidzisz…
Mimo wszystko, zawsze Twój – Jongin.”

poniedziałek, 11 listopada 2013

I'd rather bend than break.

Tytuł: I'd rather bend than break.
Paring: KaiSoo
Długość: One Shot
Rodzaj: AU
Rating: G.
Uwagi: Czas trainee.


  Zdawało mi się, że może być tylko gorzej. Czułem się beznadziejnie i nie miałem ochoty nawet na to, aby oddychać. Jakby ktoś zmieszał mnie z błotem i skopał mi tyłek. Siedziałem skulony na korytarzu, a jedyne światło jakie w nim biło to wdzierające się srebrne promienie wiszącego wysoko na niebie księżyca. Odchyliłem głowę w tył opierając ją o ścianę i zamknąłem oczy. Miałem wrażenie, że po prostu się poddałem. Nie czułem już siły, aby dłużej walczyć o swoje, którego i tak nie mogłem obronić. Dopiero po chwili dotarła do moich uszu stłumiona muzyka rozbrzmiewająca z drugiego końca korytarza. Ostatkiem sił podniosłem się z wykładziny i ruszyłem chwiejnym krokiem w tamtą stronę. Byłem zaskoczony, kto o godzinie drugiej w nocy tak głośno puszcza muzykę. Stanąłem przed dębowymi drzwiami i ostrożnie je otworzyłem. Głośna muzyka uderzyła w moje bębenki ogłuszając mnie przez moment, a światło bijące z wnętrza salki oślepiło. Gdy moje zmysły przyzwyczaiły się do nowych bodźców mogłem zobaczyć co się dzieje. To był Jongin. Był spocony, włosy przyklejały mu się do czoła, z którego ciekła kolejna stróżka potu. Klejący się do niego, przemoczony T-shirt i ledwo ruszająco się, wiotkie ciało. Zaparło mi dech w piersi. Jakim cudem on był w stanie jeszcze trzymać się na nogach?! Skończyliśmy trening dobrych pięć godzin temu, a ja nadal nie potrafiłem zbyt długo utrzymać ciała w pionie. Skąd on brał w sobie tyle siły i energii… Podziwiałem go za to. Wślizgnąłem się ukradkiem do salki i usiadłem pod ścianą w nadziei, że mnie nie zobaczy. Przyglądałem mu się przez moment.. Właśnie zadał się do wykonania pełnego obrotu i… uderzył całym swoim ciałem o parkiet. Podskoczyłem, a moje tętno razem ze mną. Lekko się ślizgając podbiegłem do niego i rzuciłem mu się z pomocą. Odepchnął mnie tylko i niezdarnie podniósł się. Stanął na nogi, wyprostował się i spojrzał na mnie z lekką pogardą.
- Dam sobie radę. – mruknął przez zaciśnięte zęby.
- Wiem, ale… - widząc jego minę zamilkłem. – Przestraszyłem się… - dodałem już ciszej, ale usłyszał. Dostrzegłem jak jego mięśnie się rozprężają. Wypuścił ciężko powietrze z płuc i spuścił głowę. Uniósł lekko kąciki ust posyłając mi blady uśmiech.
- Nic mi nie jest. – dodał spokojniej. Podszedł do odtwarzacza CD i włączył piosenkę od początku zaczynając ponownie powtarzać układ. Odsunąłem się i nadal nie mogłem pojąć jak on to robi, że wciąż ma na to siłę. – Już dawno przekroczyłem granicę wytrzymałości swojego ciała. – odpowiedział jakby wiedząc, że dręczy mnie odpowiedź na to pytanie. Nie przestawał mnie zaskakiwać…
- Jak to… przekroczyłeś… granicę? – powtórzyłem niepewnie.
- Normalnie. – uciął, po czym zatrzymał się i wyłączył muzykę. Słaniał się na nogach, ale twardo trzymał się pionu. Sięgnął po butelkę z wodą i podszedł do mnie. Usiadł na podłodze i oparł plecami o lustra. Przysiadłem się do niego, ale usiadłem przodem, tak abym mógł na niego patrzeć. Wziął łyka napoju i zerknął na mnie. – Widzisz… każdy człowiek ma tak zwaną barierę, granicę. Jego ciało składa się z wielu czynników. Ale jednym z ważniejszych jest wytrzymałość. Do pewnego stopnia każdy jest w stanie funkcjonować bez większego odpoczynku. Ale przyjdzie taki moment, kiedy ciało człowieka osiąga okres kryzysu i nie jest w stanie „grać w życie dalej”… Wtedy zazwyczaj pojawia się taki problem, jaki masz aktualnie Ty. – spojrzał na mnie i posłał mi krótki uśmiech. Ponownie spoważniał i mówił dalej. – Jednak to nie jest mur nie do przebicia. Można pokonać tą barierę, ale tylko wtedy, jeśli ma się odpowiednią motywację i jest się zdecydowanym i upartym, że chce się dalej walczyć. Trzeba mieć duże ambicje i potrafić się zaprzeć. Wiesz.. „Po trupach do Celu” – zacytował. Byłem oszołomiony. Mówił to z taką lekkością i naturalnością, jakby katowanie swojego ciała nie robiło dla niego większej różnicy… - Wiem, co się z Tobą dzieję. Widzę to.. – dodał.
- T-to widać? – wystraszyłem się, gdyż pierwsze, co przyszło mi do głowy było to, iż trener też to widział i uzna, że się nie nadaję…
- Nie. – odparł z uśmiechem na twarzy. – Po prostu… to tylko ja. Widzę takie rzeczy, sam to kiedyś przechodziłem. – Jongin i kryzys? Nie mogłem tego przyswoić do wiadomości. Był najsilniejszą osobą, jaką znałem. I nie chodziło mi o siłę fizyczną. Miał rozbudowany umysł i siłę wyobraźni. Nikt nie miał w sobie tyle samozaparcia i tak wygórowanych celów i ambicji, co on. – Dlaczego mi się tak przyglądasz? – roześmiał się. – Tak. Wyobraź sobie, że ja także jestem człowiekiem, też miewam chwile słabości.
- Nie widać tego po Tobie.. – wydukałem.
- Ach, to także wiem. Bawię się w poskramianie siebie już od kilku lat, zdążyłem zapanować nad pokazywaniem swoich prawdziwych emocji tak samo jak funkcjonowanie mojego ciała. Wystarczyło, że się przełamałem raz, drugi, trzeci. Potem samo już tak wyszło… - podrapał się w tył głowy.
- Rozumiem… - spojrzałem na zegar ścienny. – Jest naprawdę późno… Nie powinieneś iść już spać? Musisz odpocząć, jutro mamy wcześnie trening… - roześmiał się. Powiedziałem coś śmiesznego?
- Hyung.. Czy Ty mnie w ogóle słuchałeś? – spytał i podniósł się z parkietu. – Mnie nic nie będzie, martw się o siebie. Wyglądasz jak cień... Powinieneś odpocząć, dobranoc. – ukłonił mi się lekko i zostawił mnie samego na pustej salce. Siedziałem tak jeszcze przez dłuższą chwilę i mrugałem nerwowo. Podniosłem się w końcu i wróciłem do swojego pokoju.
Tej nocy nie zmrużyłem oka. Miałem odpocząć, a tymczasem nie mogłem zasnąć. Sen nie miał zamiaru się pojawić nawet na moment. Leżałem, gapiłem się tępo w sufit i analizowałem wszystko to, co powiedział mi dzisiaj Jongin. Jakoś nad ranem, poczułem dziwną siłę i chęć walki. Nie pojmowałem tego, ale kiedy słońce wschodziło, ja zasnąłem na godzinę, bo później obudził mnie szturchający moje obolałe ramię Suho.
- No wstawaj wreszcie! – krzyknął. – Jeśli się nie ogarniesz w przeciągu pięciu minut, to spóźnimy się na trening! – no pięknie. Zwlokłem się niechętnie z łóżka i skierowałem swoje kroki do łazienki. Miałem sine wory pod oczami, które z powodu braku snu kleiły się do siebie. Obmyłem twarz zimną wodą, co pozwoliło mi się nieco rozbudzić. Wyszliśmy z pokoju i na ostatnią chwilę weszliśmy na salkę. Rozejrzałem się. Byli już wszyscy, a co w sumie nie powinno mnie zaskoczyć, Jongin był już spocony. Grzywka znowu kleiła mu się do czoła, a jego oddech był niemiarowy i przyspieszony. No tak, ten już miał od rana swój własny trening. Kiedy on się w ogóle wysypia? Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Brunet uśmiechnął się do mnie i pomachał na powitanie.
Dzisiejszy trening był nieco lżejszy i nie wiem czy dlatego szło mi nieco lepiej, czy też z innego powodu. A w nocy znów zajrzałem do salki, gdzie ćwiczył Jongin. Zignorował moją obecność i tańczył dalej. Przy obrocie ponownie się przewrócił, a ja znów chciałem rzucić mu się na ratunek, lecz przed oczami stanął mi obraz wczorajszej sceny i zrezygnowałem. Chłopak podniósł się i cofając piosenkę do początku próbował ponownie. Przewrócił się jeszcze dwa razy, co wywołało u niego złe samopoczucie. Zatrzymał muzykę i licząc pod nosem powtarzał obrót. Przewrócił się jeszcze kilka razy, przeklinając pod nosem, aż w końcu obrócił się bez najmniejszego problemu. Zatrzepotałem z niedowierzaniem rzęsami. Udało mu się! – krzyknąłem w duchu. Niesamowite. Zrobił to ponownie, a gdy mu wyszło, włączył piosenkę i mógł już bez problemu wykonać całą choreografię.
Nie mogłem wyjść z podziwu, jak on to robił. Skąd czerpał taki ogrom energii i siły, by móc po tylu upadkach wciąż wstawać i próbować do skutku. Ja poddałbym się już po pierwszym…
Zatrzymał się. Oparł ręce na udach i pochylając się do przodu łapał oddech. Rzucił się na parkiet, położył na plecach i zaczął się głośno śmiać. Spojrzał na mnie, a w jego oczach dostrzegłem szalony błysk.
- Widziałeś to?! – krzyknął radośnie. – Zrobiłem to! Zrobiłem! – powtórzył i ponownie się roześmiał.

*

Od tamtej nocy minęły trzy dni. Przez te trzy dni, docierało do mnie to, co mi powiedział i wiele różnych aspektów. Miedzy innymi pojąłem to, że od tamtej rozmowy coś się we mnie zmieniło. Trudniej mi było zrezygnować, gdy coś mi nie wychodziło. Dopiero teraz pojąłem, że znalazłem swój napęd. Swoją motywację i cel. Wyparowałem z pokoju jak oparzony strasząc przy tym Junmyeona, który coś za mną krzyczał, ale nie skupiłem się na jego słowach. Energicznie zapukałem do drzwi i nie czekając na odpowiedź wparowałem do środka. I od razu zacząłem się rozglądać po pomieszczeniu szukając drugiego łóżka, jednak wciąż widziałem tylko łóżko na którym siedział Luhan.
- Co jest? – spytał, a gdy nie otrzymał odpowiedzi uśmiechnął się i dodał. - Jongin śpi. – wskazał palcem gdzieś za mnie. Obejrzałem się i dopiero wtedy zobaczyłem stojące w kącie, za otwartymi drzwiami łóżko. Jongin spał pod samą ścianą, plecami opierając się o nią. Oddychał spokojnie, lewą rękę trzymał na poduszce, a prawa zwisała mu lekko z łóżka. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego. Pochyliłem się i okryłem go kołdrą, która się z niego zsunęła. Wstałem i spojrzałem na Luhana.
- Powiedzieć mu, że byłeś? – spytał.
- Nie, nie. Przyjdę później. – odparłem i zniknąłem za drzwiami. Zdążyłem ujść kilka kroków, gdy usłyszałem za sobą znajome, zaspane… „Hyung!”
- Luhan Cię obudził? – spytałem gotów skarcić blondyna za tę niecną czynność.
- Nie, nie. – zaprzeczył. – Obudziłem się zaraz po Twoim wyjściu, więc powiedział mi, że byłeś. Coś się stało? – spytał.
- Em… - zaciąłem się. Jeszcze chwilę temu byłem gotów mu to powiedzieć. Ale teraz zacząłem się wahać. – No bo… - widząc moje zachowanie pokręcił głową, złapał za nadgarstek i pociągnął w stronę windy. Po chwili byliśmy już na dachu. Usiadł i poklepał miejsce obok siebie, więc usiadłem.
- O co chodzi? – spytał i spojrzał w niebo mrużąc przy tym oczy. – Wiem, że coś się stało, a przede mną tego nie ukryjesz. – zaśmiał się. – Więc?
- Chcę… - zaczął, ale wstrzymałem  oddech i zacząłem analizować w głowie to, co chcę mu powiedzieć.
- Aish! No wyduś to wreszcie! – ponaglał.
- Pomóż mi. – wydukałem w końcu. Spojrzał na mnie pytająco.
- W czym? – spytał i skrzyżował ręce na piersi. Zawahałem się. Ale nie! Teraz albo nigdy!
- W przełamaniu bariery.
- Wiesz, że to nie będzie takie proste? – wstał, włożył ręce do kieszeni i spojrzał gdzieś w dal lekko mrużąc oczy. Również wstałem i stanąłem przodem do niego, wpatrując się w niego jak w bóstwo. Złapałem go za rękaw bluzy i ścisnąłem na nim mocno palce.
- Wiem. – uciąłem. – Ale mam Ciebie. Z Tobą mogę wszystko. – spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem.
- Myślisz, że ja Ci wystarczam? – przez moment analizowałem to pytanie, by dopiero po chwili móc dać na nie dobrą odpowiedź.
- Dużo myślałem o tym, co mi powiedziałeś wtedy w nocy. Nie mogłem od tamtego czasu spokojnie spać. Od tamtej nocy zacząłem też inaczej się zachowywać. Im częściej widziałem Cię jak ciężko pracujesz, ile masz w sobie siły i energii niewiadomego pochodzenia i jak uparcie dążysz do wyznaczonego celu łamiąc wszelkie prawa ludzkiego ciała.. Powoli docierało do mnie, że jesteś moim… jak to sam powiedziałeś.. kołem napędowym. Zrozumiałem, że dzięki Tobie mogę wszystko.– wziąłem głęboki oddech. - Dlatego też proszę Cię, o pomoc.
Odwrócił wzrok i znów spojrzał w niebo. Wziął głęboki wdech i dopiero po chwili wypuścił powoli powietrze z płuc. Stanął do mnie przodem, skrzyżował ręce na piersi i spojrzał mi prosto w oczy.
- Daj z siebie wszystko. – szepnął z uśmiechem i ruszył w stronę drzwi. – Dzisiaj o dwudziestej trzeciej! – rzucił na odchodne i zniknął za drzwiami.

*

Po tej rozmowie już nigdy nie dałem za wygraną. Robiłem wszystko, aby pokonywać każdą przeszkodę, jaka stawała mi na drodze. Stawiałem jej czoła i przeważnie ją pokonywałem. Już nigdy nie pozwoliłem sobie na zrezygnowanie z walki, z wyznaczonego celu. Zacząłem stawiać sobie wygórowane poprzeczki i nawet nie wiem kiedy, zacząłem dobijać do swego tak, jak on. Bo… Dzięki niemu, naprawdę mogłem wszystko.
http://www.youtube.com/watch?v=tFznEHAEPCg&feature=youtu.be