Tytuł: Here I Am
Paring: KaiSoo
Długość: Chaptered
Rodzaj: Dramat, Angst, Obyczaj, Romans, AU
Rozdział Pierwszy.
Wrzesień 2015
„Gdzie jestem. Co tu robię. Co to za miejsce.” – przemknęło mi przez głowę milion pytań. Siedziałem na środku białego pomieszczenia, które wręcz raziło mnie po oczach. Ściany, sufit i wykładzina były śnieżnobiałe, jedynie klamka była złota. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego miejsca. Podniosłem się niezdarnie na równe nogi i rozejrzałem, choć to nie miało najmniejszego sensu. Po chwili drzwi uchyliły się, a jasna wiązka światła słonecznego wpadając do środka uderzyła prosto w moje zmęczone już wystarczająco jasnym pomieszczeniem źrenice. W drzwiach stanął mężczyzna w podeszłym wieku, miał na sobie biały garnitur, a na szyi miał zawiązany kremowy krawat. Wyglądał bardzo gustownie. Uśmiechnął się i gestem dłoni zaprosił mnie do siebie. Nie wiem dlaczego, ale ruszyłem ku jego osobie. Kiedy stanąłem przed nim on położył rękę na moim ramieniu i ponownie się uśmiechnął.
- Jongin – jego głos był ciepły i spokojny. Raczej przyjemny i lekko ochrypły. – Wiesz co się stało? – pokręciłem głową. – Skup się. Przypomnij sobie…
Skupiłem się chwile w ciszy, zamyśliłem i wróciłem myślami do wspomnień. Przez głowę przemknął mi most, srebrne, sportowe BMW i przeszywający mnie ból w nogach, a potem uczucie spadania i uderzenie o tafle wody. Odskoczyłem gwałtownie i spojrzałem na mężczyznę stojącego przede mną szeroko otwartymi oczami. Czułem, jakby moje serce miało zaraz wydrzeć się z klatki piersiowej.
- Umarłem? – z trudem to słowo przeszło mi przez gardło.
- Teoretycznie. – odparł - Właśnie próbują wyłowić Twoje ciało. – kontynuował. – Od Ciebie zależy czy uda im się Ciebie uratować i przywrócić do życia.
- Ode mnie?! – jęknąłem – Przecież jestem tutaj…
- Żałujesz tego, co zrobiłeś? – spytał nagle, a ja w pierwszej chwili miałem ochotę spytać go o co mu chodzi. Jednak przed oczami przemknęło mi to wszystko, co działo się przez ostatnie tygodnie w moim życiu. To, jak raniłem wszystkie osoby, dla których byłem ważny. To jak raniłem mojego najlepszego przyjaciela, który był dla mnie kimś więcej. Przyjąłem jego miłość, przyznałem, że ją odwzajemniam, a potem zmieszałem jego uczucia z błotem i robiłem to wiele razy.. Przed oczami pojawiła mi się jego spokojna, przygnębiona twarz… Jak mogłem spowodować, że taka pozytywna i radosna osoba jak on mogła zapragnąć własnej śmierci?
14 Styczeń 2014
- Jongin! – usłyszałem jego dźwięczny głos wypowiadający radośnie moje imię. – Zwariowałeś? Nie powinieneś mieszać alkoholu… - jak zwykle musiał mnie pouczać. Dlaczego robi to nawet na moich urodzinach, kiedy jestem z przyjaciółmi i świetnie się bawię.
- Hyung… - przeciągnąłem melodyjnie. – Zajmij się sobą i swoją kuchenką, a nie wciskaj swoich drętwych uwag tam, gdzie nie są oczekiwane. – przyznaje, że byłem już nieco wstawiony i ledwo potrafiłem pohamować śmiech.
- Nikt tutaj nie potrzebuje drugiego sumienia, hyung. – rzucił Sehun i parsknął śmiechem razem z nami wszystkimi. Kyungsoo odszedł ze spuszczoną głową i zaszył się w pokoju na górze.
Maj 2014
Był ostatni dzień kwietnia, razem z całą ekipą zostałem zaproszony do apartamentu Leny, przyjaciółki, która wyprawiała majówkę. Miała apartament nad oceanem i mieliśmy wypłynąć jej jachtem na dłuższą wycieczkę. Byłem już spakowany i czekałem tylko na sygnał klaksonu wydawany przez kabriolet Luhana, by złapać swoje rzeczy i wyjść z domu.
Nagle Kyungsoo wyrósł przede mną z dziwnie przytłoczonym wyrazem twarzy. Spojrzałem na niego zdziwiony unosząc brew ku górze.
- Co jest hyung? – spytałem przyglądając mu się.
- Jongin… bo widzisz… ja… - zaczął dukać niezdarnie grzebiąc nogą w ziemi.
- No wyduś to w końcu z siebie, hyung! – ponaglałem go radośnie słysząc klakson.
- Kiedy to nie takie proste.. – wymamrotał.
- Szybciej, wiesz,że się spieszę… - poganiałem go przestępując z nogi na nogę. Kiedy spotkałem się z kolejną jąkającą się odpowiedzią i chwilą ciszy westchnąłem i machnąłem na niego ręką.
- Jongin, zaczekaj! – krzyknął za mną. – To dla mnie ważne!
- Nie mogę. Pogadamy innym razem, hyung! – rzuciłem na odczepne i zakładając kurtkę w biegu kierowałem się w stronę drzwi.
Wrzesień 2015
- Hyung… - wyszeptałem i poczułem ukłucie bólu w klatce piersiowej.
- Żałujesz? – ponowił pytanie. – Chciałbyś to naprawić? – podniosłem na niego wzrok pełen nadziei i łez. Chciałbym teraz z nim porozmawiać… Przytulić go i powiedzieć mu jak bardzo żałuję tego wszystkiego, co zrobiłem. Tego jak wiele bólu i goryczy zaaplikowałem w jego organizm, który najzwyczajniej nie był w stanie znieść tak dużej dawki.
Rozpłakałem się.
Łzy same spływały po moich policzkach, a serce zadrżało z tęsknoty.
- Dam Ci jeszcze jedną szansę, nie zniszcz tego tym razem. – oznajmił mężczyzna z lekkim uśmiechem i pchnął mnie ku drzwiom. Znów towarzyszyło mi to dziwne uczucie spadania. Zacząłem się krztusić, a moich uszu dobiegło ochrypłe „oddycha!”
*
Obudziłem się w pomieszczeniu o blado-zielonych ścianach, białym suficie i zielonym linoleum. Metalowe łóżko, w którym leżałem stało przy samym oknie tak, że widziałem świecące na niebie gwiazdy. Do moich uszu dotarło miarowe, spokojne pikanie aparatury, gdzieś po mojej lewej strony. Zerknąłem więc i zobaczyłem kilka dziwnych, szpitalnych urządzeń, które wszelakimi rurkami były podłączone do mnie. Wtedy poczułem, że mam coś na twarzy. Maskę tlenową, od której również ciągnęła się rurka podłączona do aparatury znajdującej się przy łóżku. Przypomniało mi się, jak wracałem do domu z operetki, zaraz po występie. Pokłóciłem się z hyungiem i wracałem do domu na piechotę. Byłem w połowie drogi, kiedy sportowy samochód uderzył w rowerzystę, a później pod wpływem ostrego hamowania uderzył we mnie powodując, że przeleciałem przez balustradę mostu i spadłem do wody. A potem byłem w tym biały pomieszczeniu i rozmawiałem z tym starszym mężczyzną, który…
„Kyungsoo!” – przemknęło mi przez głowę. Uniosłem gwałtownie głowę i rozejrzałem się po pokoju. Chciałem się podnieść i odnaleźć chłopaka, choć nie miałem sił nawet na to, by dłużej niż kilka sekund trzymać w powietrzu głowę. Opadłem z powrotem na poduszki i spojrzałem w róg pokoju po mojej prawej stronie. Dostrzegłem siedzącą na krześle postać. Zmrużyłem oczy by dokładniej przyjrzeć się śpiącej w nim osobie. To był on. Spał wykrzywiony na twardym krześle opierając się o ścianę. Mimowolnie uśmiechnąłem się i automatycznie poczułem ulgę widząc go tutaj.
- Hyu… Hyung… - wymamrotałem niewyraźnie, gdyż maska tlenowa utrudniała swobodne wypowiadanie słów. Chłopak ocknął się i ziewnął. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się blado mrużąc oczy. – Hyung… - powtórzyłem, a on poderwał się gwałtownie z miejsca i otworzył szeroko oczy.
- Jonginnie! – jęknął i dobiegł do mojego łóżka. Usiadł na kozetce i ujął w czułym uścisku moją dłoń. – Obudziłeś się… - na jego twarzy pojawił się uśmiech, któremu towarzyszyła ogromna ulga. Oczy zaszły mu łzami, złożył na zewnętrznej stronie mojej dłoni delikatny pocałunek i przytulił ją do swoje policzka. Poczułem ukłucie w klatce piersiowej i ogarnął mnie żal. Żal do samego siebie i do tego, jakim byłem wcześniej człowiekiem. Ścisnąłem jego dłonie, a potem delikatnie palcem pogładziłem jego policzek. Obserwowałem jak mruży oczy i czule się uśmiecha. Jak wiele przyjemności i radości sprawiał mu tak drobny gest… Drugą ręką sięgnąłem do ust i niezdarnie zdjąłem maskę z ust.
- Hyung… - Kyungsoo podniósł na mnie wzrok. – Przepraszam… - wyszeptałem i poczułem jak do oczy napływają mi łzy. – Przepraszam… - powtórzyłem i poczułem jak samotna, słona łza toczy się powoli po moim prawym policzku. Przymknąłem oczy i wypuściłem ciężko powietrze z płuc. D.O sięgnął ku mojej twarzy i jednym palcem starł ją z czułością obejmując później mój policzek.
- Pójdę po lekarza, powinien wiedzieć, że odzyskałeś przytomność. – wstał, ale nie wiem dlaczego, tak bardzo bałem się momentu, w którym opuści to pomieszczenie. Trzymając kurczowo jego dłoń wpatrywałem się w jego smutne oczy. Ile musiał wycierpieć? Jak wiele bólu sprawiłem tak niewinnej i kruchej osobie? Czy kiedykolwiek mi to wybaczy? – Jongin… za chwilę wrócę. – uśmiechnął się. – Wrócę… - powtórzył.
Leżałem tak w ciszy jeszcze przez chwilę, gdy nagle w pomieszczeniu zostało zapalone światło, które zaczęło znęcać się nad moimi oczami, które tak bardzo polubiły ciemność tego pomieszczenia.
- Witam – na horyzoncie pojawił się mężczyzna ubrany w biały fartuch z plastikową plakietką przyczepioną do kieszeni po lewej stronie fartucha. Za jego plecami dojrzałem Kyungsoo, który z nerwów obgryzał paznokcie. Miałem ochotę go za to skarcić, ale nie czułem się jeszcze na sile, by mówić zbyt wiele. Lekarz zbadał mnie, odczytał coś z wydruku z jednej z maszyn. – Dobrze… - urwał i spojrzał się na Kyungsoo, który spojrzał na niego nerwowo. – Jak na razie wszystko jest… dobrze. Rana goi się bez zastrzeżeń, a wyniki też są przyzwoite. Myślę, że tydzień… no, może dwa i będziesz mógł zabrać go do domu. „Rana? Jaka rana?” – pomyślałem. – „Byłem ranny? O co chodzi?” Mężczyzna kontynuował. – Niedługo znieczulenie powinno przestać działać, więc może odczuwać jeszcze ból, bądź pieczenie.
- Rozumiem – odparł spokojnie mój Hyung patrząc na mnie z troską.
- Gdyby ból był naprawdę uporczywy, można zajrzeć do dyżurki. Pielęgniarki podadzą mu wtedy coś przeciwbólowego. – Kyungsoo przytaknął i podszedł bliżej przytrzymując się ramy łóżka. – Musi dużo odpoczywać i niech na razie zbyt dużo nie mówi, nie powinien nadwyrężać swojego organizmu.
Kiedy lekarz wyszedł miałem setki pytań do mojego przyjaciela, który wiernie usiadł obok mojego łóżka wciąż trzymając moją dłoń. Nie miałem pojęcia, o co mam spytać jako pierwsze.
- Wszystko w porządku, Jongin? – spytał. Musiał wyczuć moje zakłopotanie. Postanowiłem na początek spytać o to, co mówił lekarz.
- Ja… - język strasznie mi się plątał, a każda sylaba powodowała, że odczuwałem niewielki ból. - Jaka rana? – wymamrotałem w końcu.
- Och – wyrwało mu się – miałeś operację. Podczas uderzenia doznałeś uszkodzenia prawego płuca. Żebro, które zostało złamane uszkodziło je i musiałeś zostać natychmiast operowany. Stąd rana i maska tlenowa, która wspomagała Twoje oddychanie przez ten cały czas.
Ok, czyli miałem operacje. Moje płuco jest osłabione i powinienem być teraz ostrożny i się oszczędzać. No dobrze, czyli jedno już za mną. Dobrze, że to tylko płuco. Odetchnąłem z ulgą i spojrzałem na wciąż przygnębionego przyjaciela. Przyglądałem mu się przez chwile i dostrzegłem kulające się w kącikach jego oczu łzy. Ścisnąłem jego dłoń mocniej, a on spojrzał na mnie spojrzeniem, którego nigdy nie mógłbym zapomnieć.
- Jongin-ah… - szepnął, a jego głos załamał się przy ostatniej sylabie. – Jest jeszcze coś… - dodał drżącym głosem.
- Co jest? – spytałem i niecierpliwie czekałem aż wreszcie to z siebie wyrzuci.
- Ale to nie jest dobra wiadomość… - pochylił się ku mnie i wyszeptał muskając ustami moje ramie. – To straszne, że akurat ja muszę Ci o tym powiedzieć. Ale… kto inny miałby to zrobić… - westchnął. – Bo widzisz…
- Zaczekaj. – przerwałem mu czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a mój organizm spowija mgła strachu. Spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. – Możesz… Możesz mnie najpierw pocałować? – wyszeptałem i poczułem jak głos grzęźnie mi gdzieś głęboko w gardle. Kiedy usłyszał moją cichą prośbę łzy potoczyły się po jego policzkach, a on zasłonił sobie usta drugą dłonią. Pokiwał głową i podniósł się, by chwilę później wisieć nade mną i patrzeć mi prosto w oczy. Wytarłem wierzchem dłoni jego łzy i zdobyłem się na półuśmiech. Kyungsoo zniżył się jeszcze bardziej i złączył nasze usta w czułym, głębokim pocałunku przepełnionym smutkiem i słonym żalem, którego symbolem były jego wciąż płynące łzy. Zamknęliśmy oczy, a on oparł się czołem o moje. Czułem jego oddech na swojej skórze. – Więc ? – szepnąłem cicho czekając na odpowiedź.
- Chodzi o to że… Bo… Twoje nogi, Jongin…
*
Nazywam się Kim Jongin.
Mam dwadzieścia dwa lata. Jestem tancerzem.
Byłem...
A to moja historia.